WACŁAW GRUBIŃSKI "Nie strzelać do komendianta" - Piotr Lisiewicz
Posted on Wed 19 September 2007 in Literaci • 15 min read
Mój Lenin!" - wykrzyknął radośnie aresztowany Wacław Grubiński, wyciągaÂjąc - niczym obdarowane dziecko - rękę po książkę trzymaną przez śledczego z NKWD, który nabrał zapewne wątpliwoÂści co do poczytalności rozmówcy. OdpoÂwiedzi mistrza ironii na kolejne pytania wprawiały go w coraz większe osłupienie.
„- Jak by pan pisywał w Polsce komuniÂstycznej?
Tak samo, jak dotąd. Czytałem konÂstytucję sowiecką: wolność 'słowa, wolÂność druku, wolność prasy. W Polsce koÂmunistycznej byłaby chyba jeszcze więkÂsza wolność słowa drukowanego niż w Polsce dotychczasowej, bo ustrój komuÂnistyczny jest, jak słyszę, najbardziej wolÂnościowym ustrojem na świecie.
I swoją sztukę o Leninie napisałby pan tak samo, będąc obywatelem państwa koÂmunistycznego?
- Oczywiście".
Nie dla młodzieży płci żeńskiej
„Demoralizator" - tak zatytułowany jest tekst Edwarda Słońskiego z „Tygodnika Ilustrowanego" ze stycznia 1913 r. CzytaÂmy w nim: „W towarzystwach mieszanych, w których przeważa młodzież płci żeńÂskiej, gdy rozmowa, prowadzona na temaÂty literackie, przyjdzie do tego miejsca, w którem pada imię Wacława Grubińskiego, panie zamężne, a przeważnie starsze, mówią o tym utalentowanym pisarzu, jak się zwykło w przyzwoitym domu mówić o grzechu. [...] »Moja pani, to skończony demoralizator« - skarżą się matki i chowaÂją jego książki przed córkami po to jedyÂnie, by tym skwapliwiej wydobyły je ze schowanka". Ale Słoński broni twórczoÂści 26-letniego Grubińskiego: „Jest tam myśl głębsza, jest jakiś jeden wszędzie krok naprzód w krainę psychiki ludzkiej".
„Bunt", „Pijani", „Kochankowie", „TaÂniec", „Uczta Baltazara", „Pocałunek", „Zabawa", „Niewinna grzesznica", „NieÂwierna" „Księżniczka żydowska" - te tyÂtuły przedwojennych utworów scenicznych i nowel Wacława Grubińskiego wskazują, jaką tematyką popularny komediopisarz
• zajmował się przed wojną.
„Lenin" był więc w jego dorobku sztuką wyraźnie nietypową. Pożółkła książeczka z 1921 r. jest dostępna w warszawskiej Bibliotece Narodowej. Okładka w kolorze brudnej zieleni. 80 stron. Na okładce tytuł: „Lenin. Komedja". Wydawca: E. Wende i s-ka.
Polskie żarówki na Kremlu
Noc. Elektryczność źle funkcjonuje, przez chwilę zachodzi obawa, że lampy zgasną - w takiej scenerii zaczyna się akÂcja komedii. Przed katastrofą energetyczną ratują Kreml..., w tym i w gabinet LeniÂna,... polskie żarówki.
Sztuka przypomina autentyczne wydaÂrzenia - w 1919 r. wybuchł w Moskwie strajk zecerów przeciwko komunistycznej władzy. Zapoczątkował on zamieszki, któÂre omal nie zakończyły się przewrotem. W sztuce Grubińskiego protestujący tłum Lenin przekonuje swym demagogicznym przemówieniem. Na tyle skutecznie, że protestujący przyznają mu rację i zaczynaÂją bić brawo. Ale wtedy na plac wpadają niedoinformowani czekiści z Trockim na czele i zaczynają - niepotrzebną już - masakrę.
W komedii pojawia się kilka historyczÂnych postaci. Anatolij Łunaczarski, ludoÂwy komisarz oświaty, tłumaczy: Bardzo łatwo dowieść, że Heraklit, ten starogrecÂki mityczny mędrzec, był ojcem powojenÂnego komunizmu. Na Kreml przybywa też Georges Sadoul, francuski marksista, hiÂstoryk, publicysta „L'Humanite", zachwyÂcony łagodnością władzy, która w wyjątÂkowo delikatny sposób... zgładziła znaną aktorkę. Postanowiono oszczędzić wrażliÂwej artystce niemiłych wstrząśnień zwiąÂzanych z aresztowaniem, wyrokiem śmierÂci i oficjalną egzekucją. Zgładzono ją najÂniespodziewaniej, gdy myślała tylko o scenie i o swoim wyglądzie. Pięknie! A zagranica trąbi o nieludzkich okrucieńÂstwach bolszewików!. Jest także pisarz Maksym Gorki, ideologiczny komunista, któremu przestaje się podobać praktyka działania władzy: Wasza armja proletaÂriacka, cała wasza pracująca Rosja, to także burżuje, to także kapitaliści, choć bez kapitału, to jest to samo nikczemne roÂbactwo burżuazyjne, tylko że przemalowaÂne na czerwono.
Jest też postać fikcyjna - sekretarz LeniÂna Gotorpow. Pod tym pseudonimem kryÂje się oszczędzony przez wodza rewolucji car Mikołaj. Toczy on dyskusje z LeniÂnem, usiłując dociec, jak doszło do tego, że on sam stracił władzę. Mamy np. taki dialog na tenże temat:
Lenin (z uśmiechem)
Ponieważ pod twoim panowaniem nie byÂło ani wolności, ani bezpieczeństwa Gotorpow (gorąco):
A teraz?
Lenin
Teraz ludzie nie mają czasu myśleć o taÂkich głupstwach.
Gotorpow
O jakich?
Lenin
O wolności, lub o bezpieczeństwie. Gotorpow (znów zdumiony)
Więc o czym teraz myślą?
Lenin
O jedzeniu. Tylko jedzeniu.
Gotorpow
Ależ jedzenia także nie ma!
Lenin
Właśnie dlatego o nim myślą.
„Lenin" to sztuka napisana zaledwie w cztery lata po rewolucji październikoÂwej. Pada w niej jednak - jako bodaj w pierwszej - kilka prekursorskich zdań, które powtarzać się będą w książkach piÂsarzy, którzy poznają komunizm na właÂsnej skórze. Lenin mówi: Aby zostać bolÂszewikiem, trzeba zrozumieć, jak bezgraÂnicznej pogardy warci są ludzie.
Niektórzy ówcześni recenzenci krytykoÂwali użycie groteski do opisywania zbrodÂniczego ustroju. Jak słusznie pisze Joanna Raźny: „Z perspektywy czasu wydaje się jednak, że intuicja [...] Grubińskiego nie zawiodła, zaś mówienie o mechanizmach rodzącego się państwa totalitarnego za poÂmocą ironii, satyry i groteski miało się okazać zabiegiem niezwykle produktywÂnym literacko, o czym świadczą sztuki AnÂtoniego Słonimskiego czy Marii PawliÂkowskiej-Jasnorzewskiej, a współcześnie dramaty Sławomira Mrożka" („ZapoÂmniany mistrz słowa", Prace PolonistyczÂne, Ser. 54, 1999. Z powyższej pracy oraz z innego artykułu Raźny - „ModernistyczÂny okres twórczości Wacława GrubińskieÂgo" w Acta UL, Fol. Lit. Pol., z. 6., 2003 korzystam często w niniejszym tekście.
Należą one do nielicznych współczesnych publikacji na jego temat).
O podobieństwie rozpustnika do Jego Cesarskiej Mości
Gdy Wacław Jerzy Alojzy Grubiński piÂsał sztukę „Lenin", był już postacią popuÂlarną. Urodził się 25 stycznia 1883 r. w Warszawie. Pochodził z rodziny o artyÂstycznych tradycjach. Ojciec Henryk był znanym przed I wojną światową reżyseÂrem, aktorem oraz dyrektorem teatrów w Warszawie, w Łodzi i w Kijowie. WyÂkładał też dykcję i deklamację w szkole działającej przy warszawskim Teatrze MuÂzycznym. Matka, Gabriela Maria z MeuÂnierów, występowała podobnie jak jej sioÂstry na scenie baletowej Warszawskich TeÂatrów Rządowych. Nazwisko panieńskie matki związane był z jej francuskimi koÂrzeniami. Dziadek od strony matki był tanÂcerzem, choreografem, a także kierowniÂkiem warszawskiej szkoty baletowej. FranÂcuskie pochodzenie będzie dawać o sobie znać w twórczości zafascynowanego tym krajem pisarza. „Francya - między naroÂdami - jest cudownem dzieckiem" - pisał w „Tygodniku Ilustrowanym" (12/1913).
Po ukończeniu szkoły średniej GrubińÂski kilka lat podróżował po Europie, stuÂdiując literaturę, filozofię i nauki społeczÂne. Dzięki ojcu 18-latek Grubiński poznał w 1901 r., w czasie próby w teatrze, StaniÂsława Przybyszewskiego. Przybyszewski stanie się wkrótce jego nauczycielem, a z czasem przyjacielem. We wstępie do debiutanckiego dramatu Grubińskiego „Na rubieży" z 1906 r. Przybyszewski zaÂznaczy, że pierwszy raz zdarza mu się wspierać w ten sposób młodego twórcę: „Twierdzę z całą pewnością, że imię WaÂcława Grubińskiego przejdzie chlubnie do literatury polskiej".
W 1907 r. carskie władze wytoczyły Grubińskiemu pierwszy w życiu proces za publikację opowieści rewolucyjnej „Uczta Baltazara". Postawiono mu zarzut agitacji na rzecz obalenia porządku pańÂstwowego. Pisarz oskarżony też został o bezbożność i obrazę majestat ..iś naÂkład skonfiskowano. Ale carska i, ja była znacznie mniej sprawna, gdy chodzi o reÂpresje, od sowieckiej. Dzięki niekonwenÂcjonalnej obronie adwokata KułakowskieÂgo Grubiński wygrał proces. „To ja pana oskarżam, panie prokuratorze, że w BaltaÂzarze Sto Pierwszym, w tym rozpustniku i despocie, dopatruje się pan podobieństwa do Jego Cesarskiej Mości, którego czyste życie rodzinne nam wszystkim jest tak doÂbrze znane".
W opublikowanym już na emigracji szkicu „O literaturze i literatach" GrubińÂski wspominał będzie tamte czasy:
„W Polsce, jak nigdzie indziej, teatr odgryÂwał rolę polityczną, i to nie tylko przez dramat, sztuki ideowe lub historyczne. CuÂdzoziemska farsa, zwariowana operetka umiały najniespodziewaniej mieć akcenty polityczne! Posiadaliśmy aktorów umiejąÂcych tak mówić najniewinniejsze zdania w krotochwili, że te błahe zdania stawały się aluzjami politycznymi i narodowymi deklaracjami. Cenzor rosyjski nie rozuÂmiał, dlaczego w pewnej chwili publiczÂność wybuchała oklaskami".
W sprzeczności z moralnością publiczną
Jak pisze dalej Joanna Raźny, sławę Grubińskiego jako skandalisty ugruntowaÂła warszawska prapremiera „Kochanków": „Powodem powszechnego zgorszenia było amoralne potraktowanie przez autora moÂtywu kazirodczej miłości matki i syna, a także fakt, że pisarz pozbawił temat traÂgizmu". Władze zabroniły wystawiania sztuki na prowincji, uznając, że stoi to w sprzeczności z moralnością publiczną. Po pewnym czasie na wyjazdowe występy zezwolono, ale „zastrzeżono sobie ich warszawską obsadę, dając w ten sposób wyraz przekonaniu, iż tylko w mistrzowÂskiej interpretacji Marii Przybyłko-PotocÂkiej, Juliusza Osterwy i Wojciecha BryÂdzińskiego »niemoralna« sztuka stanie się mniej »szkodliwa«". Rozgłos pomógł uzyÂskać „Kochankom" sukces za granicą
sztukę wystawiono m.in. w Paryżu i w Pradze.
Także „Lenin" osiągnął sukcesy zagraÂniczne. W 1929 r. sztuka została wystaÂwiona na prestiżowej scenie londyńskiego International Theatre. „Publiczność i prasa londyńska przyjęła przedstawienie z uznaÂniem. Przyczyniła się do tego, być może, obecność na premierze Bernarda Shawa, o którym wiedziano, że unika premier
cudzych" - wspominał po niemal półÂwieczu „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza" z 1973 r. nr 41 Wiesław WohÂnout.
Do sztuk przyjętych przychylnie należaÂła „Piękna Helena". Kornel Makuszyński pisał: „Komedia ta jest przemiłym drobiaÂzgiem, bibelotem zrobionym przez czułeÂgo artystę, który swój fach doprowadził do doskonałości. Nie wyrzeźbi pomnika, bo nie urnie się parać z kamieniem, ale .wyrzeźbić potrafi ze słoniowej kości" („Rzeczpospolita", 1921, nr 303). PodobÂnie ocenił sztukę Jan Lechoń, który na łaÂmach pisma „Pro Arte" z 1919 r. nazwał ją „prześlicznym kaprysem", wśród literacÂkich poprzedników pisarza wymieniając wspomnianego Bernarda Shawa oraz liÂbrecistów operetek Jakuba Offenbacha
Henriego Meilhaca i Ludovica HaleÂvy'ego. Przedwcześnie zmarłej żonie JaniÂnie Szymbortównie poświęcił sztukę „TaÂniec".
Przez cały czas doradcą Grubińskiego pozostawał Przybyszewski. Gdy widział, że młodszy pisarz zanadto kieruje się guÂstami warszawskich elit, namawiał go w liÂście: „Wyjedź z Warszawy, zerwij wszystÂkie stosunki, które Cię z nią łączą, wypleń doszczętnie z swej duszy ten ohydny warszawski kabotynizm, zaszyj się gdzieś na wsi, albo wyjedź za granicę, a będziesz tym dla swojej generacji, którym ja przy innych warunkach byłbym mógł zoÂstać dla mojej, gdyby mnie nie był kaboÂtyński Kraków zaprzepaścił".
We kobiety, o ile się trafią ładne
Grubiński nie wyjechał. W latach 1928-1931 redagował czasopisma „Teatr i Zycie Wytworne" oraz „Echa Tygodnia". Pierwsze z nich, bogato ilustrowane, to dziś niezastąpione źródło wiedzy o coÂdziennych rozrywkach warszawskich elit.
Zdzisław Kleszczyński, którego GrubińÂski zaprosił do współpracy z „Teatrem i Życiem Wytwornym", tak wspomina wstępną rozmowę z nim:
„- Będą gołe kobiety?
O ile się trafią ładne...
Słusznie, ale nie na wszystkich stroÂnach numeru?
Nie zamierzamy wydawać prospektu łaźni.
Będziecie pisali wyłącznie o aktorÂkach... czy też i o aktorach?
- W ogóle o teatrze.
- Więc i o autorach?
Oczywiście. [...]
No to... Panie Boże dopomóż...
Panie Boże zapłać".
„Teatr obraliśmy za ostoję pisma, alboÂwiem dookoła teatru skupia się elita umyÂsłowa społeczeństwa" - czytamy w odreÂdakcyjnym wstępniaku w pierwszym nuÂmerze pisma. I dalej: „Zycie zaś wytworne nie zamierzamy wtłaczać w ciasne ramki kosztownych perfum i lśniących limuzyn". Kleszczyński formułował tytułową ideę tak: „Zawsze - i we wszystkiem - należy dążyć do zachowania umiaru".
Lektura pisma Grubińskiego mówi wieÂle o jego odbiorcach. Bodaj najbardziej obrazowo - zamieszczane w nim reklamy. Mamy więc zachętę do zakupu wspomniaÂnych samochodów i perfum, a także: dyÂwanów, tapet, farb do włosów, alkoholu i czekolady. Oraz - maszyn do pisania.
Citroen to „idealny samochód dla pań, premjowany w roku bieżącym na konkurÂsach piękności i elegancji w Paryżu, RzyÂmie, Medjolanie i Berlinie" - głosi jedna z reklam. Inni mogą wybrać „wszędzie poÂdziwiany samochód Peugeot". Siostry LoÂda i Zizi Halama reklamują w obcisłych skąpych strojach szampana. A autor reklaÂmy mydła „Elida" pyta: „Po cóż więc kuÂpować drugorzędne lub nieznane mydła toaletowe?". Podpis pod innym zdjęciem głosi: „W buduarze p. Janiny Sokołowskiej uroczej artystki teatru Nowości widzimy wyłącznie kosmetyki Pulsa, gdyż posiadaÂją one niezwykle subtelny zapach i znakoÂmicie konserwują cerę". Dzięki zdjęciom w piśmie możemy dowiedzieć się też, jak wyglądała słynna „Oaza", w której rozraÂbiał Wieniawa-Długoszowski.
Za odpowiednią dbałością o wytworÂność w życiu codziennym agitował zaÂwzięcie sam Grubiński. Choćby tłumaÂcząc: „Słowacki pisał do matki, że źle ubranego Mickiewicza nie wpuszczono do jakiegoś nocnego lokalu w Paryżu.
Stąd wniosek, że i geniusz dbać musi o ubranie".
Przyjaciele Grubińskiego wspominali zgodnie, że „ideologię" wytworności piÂsarz wprowadzał w życie z żelazną konÂsekwencją. We „Wspomnieniach starego księgarza" Ludwika Fiszera czytamy: „W przeciwieństwie od większości liteÂratów polskich był on zawsze wytwornie ubrany i nigdy nie pozwalał płacić za siebie rachunków. Nie pił i nie palił, twierdząc, że przeszkadzałoby mu to w uwodzeniu kobiet, czemu się z pasją poświęcał".
Dorobek Grubińskiego przyniósł mu w przedwojennym polskim i europejskim życiu kulturalnym wysoką pozycję. Od 1931 r. stał na czele Związku Autorów Dramatycznych. Był też wiceprezesem Międzynarodowej Konferencji Autorów Scenicznych i Kompozytorów Operowych z siedzibą w Paryżu.
Na uznanie pisarskiej rangi GrubińskieÂgo jako prozaika wpływ miały wydane w 1938 r. „Listy pogańskie", apokryficzne opowieści z czasów Chrystusa. W 1939 r. pisarz został za nie wyróżniony nagrodą Polskiej Akademii Literatury.
Mamy różne sposoby na kłamiących
Po wybuchu II wojny światowej GrubińÂski trafił jako uchodźca do Lwowa, który zajęty został przez Sowietów. Bohdan Urbankowski w „Czerwonej mszy" pisze: „We Lwowie znalazł się w sytuacji równie trudnej, jak inni »bieżeńcy«, np. Wat czy Putrament. Tylko Wat od razu zgłosił się do »Czerwonego Sztandaru«, wygłosił saÂmokrytykę potępiającą młodzieńcze odÂchylenia i chwalącą ustrój Sowietów i zoÂstał sekretarzem Komorgu... Putrament, którego ojciec był oficerem KOP-u, też podpisywał wszelkie możliwe listy lojalÂności. Grubiński takie postępowanie uwaÂżał za niesmaczne, powtarzał, że trzeba »trzymać fason«. Czekał. Z ironii i pogarÂdy uczynił sobie lekki, ale dobrze chroniąÂcy pancerz".
Czekanie trwało do 23 stycznia 1940 r. nad ranem. Wówczas to do domu przyjaÂciół pisarza, w którym spał, zapukało NKWD. Jedno z przesłuchań opisał tak:
„- My jesteśmy wywiad. Czerwony wyÂwiad! Pan rozumie?!
Odpowiedziałem z uśmiechem, który z pewnością także był ironiczny.
Rozumiem.
Gdyby pan skłamał... Mamy różne sposoby na kłamiących. Guma...
Wysunął szufladę, sięgnął do jej wnęÂtrza, powstrzymał się jednak i powiedział:
Nie, my nie bijemy. To u was, wasza polska policja biła podczas badania. My mamy właśnie polskie pałki gumowe. I biÂjemy nimi tylko polskich policjantów. Trudno! Tak się należy.
Och, to bardzo przykre! Przykre dla panów - powiedziałem współczująco". Z podobnych fragmentów składają się łagrowe wspomnienia Grubińskiego, który ujął je po części w formę wiernie spisywaÂnych dialogów, tak, jakby pisał kolejną koÂmedię. Złożyły się one na bodaj najważniejszą w jego twórczości książkę - „MięÂdzy sierpem a młotem".
„Siedziałem na stołku bez oparcia pod ścianą, mój śledczy jadł śniadanie, pił białą kawę z białymi bułeczkami, potem zapalił papierosa i chodził po pokoju" - wspominał Grubiński. „Rzadko na mnie patrzył wprost. Pytania cedził, słowom nadawał wielkie znaczenie, ale wszystko razem było bez znaczenia. Zaczynałem się nudzić".
„- O polityce pan pisywał?
- Nie.
Przeciwko ZSRR pan nie pisał?
Nie przypominam sobie. Nie jestem politykiem. Jako felietonista poruszałem najrozmaitsze tematy, możliwe, że i ten poruszałem również. Napisałem setki feÂlietonów.
W jakim duchu pan pisał?
W każdym razie nie w komunistyczÂnym.
Jest taki sposób pisania, że pisze się biało, a wychodzi zielono albo pisze się niebiesko, a wychodzi czerwono.
Owszem, ale tak się pisze w krajach, gdzie nie ma wolności prasy. W Polsce mogłem pisać wszystko, co chciałem. NiÂgdy nie miałem zatargów z cenzurą, miÂmo, że uchodzę za pisarza śmiałego, barÂdzo postępowego".
Wreszcie przesłuchanie skręciło ku sedÂnu sprawy:
„- Napisał pan sztukę o Leninie.
Napisałem.
A mówi pan, że nie pisywał na tematy polityczne.
To nie jest sztuka polityczna.
A jaka?
Filozoficzna.
Śledczy pokręcił głową.
Lenin był politykiem - rzekł.
W mojej sztuce nie rozpatruje się proÂgramu komunistycznego.
- Więc co jest treścią pańskiej sztuki?
- Rewolucja. Każda rewolucja. FizjoloÂgia rewolucji. Jak ma się odbywać rewoluÂcja, żeby była uwieńczona zwycięstwem. Jakich elementów wymaga rewolucja, żeÂby mogła zwyciężyć.
Pan pokazuje Lenina jako dyktatora? Z tonu, jakim był wypowiedziany wyraz »dyktator« zrozumiałem, że być dyktatoÂrem byłoby dla Lenina obelgą. KategoÂrycznie zaprzeczyłem:
Nie!
A czym jest Lenin w pańskiej sztuce?
Silnym wodzem, prowadzącym rewoÂlucję do zwycięstwa.
Epikur, wie pan, starożytny filozof grecki
Ironia Grubińskiego w zderzeniu z zaÂdaniem udowodnienia mu „winy", jakie stanęło przed śledczymi, obfitowała w nieÂporozumienia. Podejrzany zeznawał: „KoÂmunistą nie jestem; tego panu mówić nie potrzebuję, ale też nie należę do żadnej partii politycznej, idąc za radą Epikura, wie pan, starożytny filozof grecki, który uważał, że zajmowanie się polityką nie doÂwodzi rozumu". Notował później: „Ugryzłem się w język, ale za późno. śledczy przemilczał jednak ten mój kontrrewoluÂcyjny argument".
Kiedy indziej było tak:
„- Pan Grubiński się przestraszył, że bęÂdzie bolało?
Odpowiedziałem chłodno i z impertyÂnencką uprzejmością:
- Pana Grubińskiego może boleć, ale bez przestrachu".
Tymon Terlecki w tekście „Czterej naÂgrodzeni" w londyńskich „WiadomoÂściach", z 1950, nr 50, pisał: „Warszawski dandys, kokieteryjny gorszyciel filistrów, uśmiechnięty dowcipniś wytrzymał ze spokojem i godnością [...] ponure barbaÂrzyństwo i ponurą katorgę łagrów. W tej próbie okazało się, że lekkomyślna i lekkoÂduchowska, frywolna, żartobliwa postawa wobec życia jest męstwem wstydliwym, męstwem, które wstydzi nazywać siebie po imieniu i wystawiać na pokaz publiczÂny". A także, w eseju „Literatura na emiÂgracji" z 1951 r.: „swymi pojęciami bliżÂszy XIX stuleciu niż naszej konwulsjami wstrząsanej epoce, we wspomnieniach o Rosji »Między młotem a sierpem« dał świadectwo, które jest zwycięskim sprawÂdzeniem i uwierzytelnieniem jego postawy wobec świata".
Polscy pisarze potępiają walczącego burżuja
Wyrok skazujący na karę śmierci GruÂbiński zawdzięczał także po części polskim pisarzom, którzy sporządzili ekspertyzę oceniającą jego sztukę. Prawdopodobnie to któryś z nich poinformował NKWD o koÂmedii sprzed dwu dziesięcioleci. UrbanÂkowski pisze w „Czerwonej mszy": „SpoÂśród sześciu nazwisk Grubiński zapamiętał dwa: Putramenta i Machniewicza. Nie byli to jednak jedyni eksperci do wynajęcia. Opierając się na wspomnieniach także inÂnych pisarzy-łagierników, Czuchnowski zrekonstruował listę, która obejmowała także Szenwalda, Piacha, Pareckiego, PaÂsternaka i jako najważniejszego - BorejÂszę" (chodzi o maszynopis Mariana Czuchnowskiego „Z Moskwy do Moskwy" przyp. PL). Eksperci potępili sztukę, auÂtora nazwali »wrogiem proletariatu« i »walczącym burżujem«".
Po pół roku pobytu w więzieniu zamarÂstynowskim Grubińskiego przewieziono do Horodni, gdzie wydany miał być wyÂrok. Pisarz odniósł wrażenie, że sztuka znana jest sędziemu jedynie z „ekspertyÂzy" Polaków. Konkluzja prokuratorskiej mowy mówiła o „agitacji kontrrewolucyjÂnej w czasie działań wojennych". Po dłuÂgiej mowie prokuratorskiej głos zabrał przyznany z urzędu obrońca, który wygłoÂsił: „Według mnie, na podstawie paragrafu (takiego a takiego) Grubińskiego nie naleÂży skazywać na najwyższy wymiar kary". Pisarz odnotował: „Mowa nie była długa.pomyślałem". W ostatnim słowie stwierÂdził: „Chciałem tylko powiedzieć, że mi się bardzo podobało przemówienie obywaÂtela prokuratora. Co prawda, nie dotyczyło ono mojej osoby, ale podobało mi się jako dramaturgowi. I chciałem podziękować obywatelowi obrońcy za jego mowę obrończą". „Usiadłem" - wspominał późÂniej. „Usiadłszy, pomyślałem zaraz: „Po co ja ich drażnię" - ale już się stało".
Siedział w kolejnych obozach i więzieÂniach, m.in. w Magnitogorsku, Wierch-nieuralsku, Swierdłowsku i Soświe. Maria Danilewicz-Zielińska w „Szkicach o liteÂraturze emigracyjnej" tak pisała o postaÂwie Grubińskiego: „Właściwie nie uwięÂziono go i nie ujarzmiono: przez cały czas fizycznej utraty wolności był widzem obÂserwującym ze stoicką wyrozumiałością i ogromnym poczuciem humoru jakieś surrealistyczne widowisko. Był stuprocenÂtowo niezdolny do uczestnictwa w walce o lepszy kąt w celi, większą pajdę chleba czy dolewkę zupy. Bronił tylko zawzięcie i konsekwentnie palta z futrzanym kołnieÂrzem, które ocaliło mu życie".
Gdy pomimo amnestii ogłoszonej po zaÂwarciu paktu Majski-Sikorski NKWD nie chciało wypuścić Polaków z łagru, ogłosił głodówkę. Nie tylko we własnej sprawie, którą dałoby się pewnie załatwić, ale także kolegów. Wyszedł ostatni, poważnie chory. Wraz z armią Andersa, by przez KujbyÂszew, Persję, Indie, afrykański Durban i Capetown dotrzeć do Szkocji i Anglii.
Przeciw publikowaniu w kraju
Po przyjeździe do Londynu Grubiński włączył się w życie emigracji. Jak twierÂdziła Danilewicz-Zielińska, Grubiński „należał do tych nielicznych, którzy potraÂfią zrzucić z siebie ciężar koszmarnych wspomnień i wrócić do normalnego życia i pracy. Napisanie „Między młotem a sierÂpem" było dla niego odpowiednikiem spoÂwiedzi. Wyrzuciwszy z siebie ciężar wspoÂmnień - uwolnił się od ich władzy".
Tymon Terlecki w zbiorze „Spotkania ze swoimi" wspominał: „W szczupłym groÂnie: Wacław Grubiński, Stanisław
Marian Hemar, Zahorska i ja - schoÂdziliśmy się regularnie co tydzień na 86 Avenue Road koło stacji podziemnej Swiss Cottage, w staroświeckim białym domu wśród wysokopiennych drzew, w którym mieściło się także Ministerstwo Informacji i Dokumentacji już nieuznawanego rządu Rzeczypospolitej. Zabezpieczyliśmy rozÂproszone i zagrożone zatratą księgozbiory. Przez pewien czasfirmowaliśmy »WiadoÂmości«. Urządzaliśmy cykle odczytów i wieczorów literackich".
Podpis Grubińskiego znajdujemy pod uchwałą Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie z 1947 r., uznającą za „niezgodne z sumieniem narodowym i powołaniem piÂsarskim ogłaszanie w pismach kierowaÂnych i nadzorowanych przez władze narzuÂcone utworów swoich, dawnych i noÂwych".
Sprawa jego perypetii stała się argumenÂtem przeciwko tym, którzy chcieli szukać z komunistami kompromisu. Terlecki pisał o takich koncepcjach: „Zdążają one ni mniej nie więcej - tylko do jakiejś samoreÂglamentacji, do totalnego planowania liteÂratury poza Krajem z punktu widzenia teÂgo, co wolno, a czego nie wolno w Kraju [...j Grubińskiemu nie wolno pisać o pro-cesie i wyroku śmierci za »Lenina«, o poÂbycie w łagrze, o tym wszystkim, co przeÂtrzymał godnie i jakby na przekór wrodzoÂnym granicom swego temperamentu i uzdolnienia pisarskiego".
• Lokaj jest zażartszym arystokratą niż hrabia
PRL nie chciała mieć z pisarzem, mimo jego „postępowości", nic wspólnego. W liÂście do Juliusza Sakowskiego z 7 styczÂnia 1965 r. pisał: „W Polsce jestem autorem zakazanym przez rząd komunistyczny, czyÂli rozstrzelanym cichymi kulomiotami BieÂruta. Rosja za napisanie »Lenina« skazała mnie na śmierć, chociaż tam grają inne moÂje sztuki. Grano je za caratu i za Stalina. Polska jest sroższa: za jednego »Lenina« polska cenzura [...] potępiła wszystkie moje komedie, nawet »Niewinną grzesznicę«, »Lampę Aladyna« i »Taniec«. Lokaj jest zawsze zażartszym arystokratą niż hrabia".
Polska Ludowa nie tolerowała go zreszÂtą z wzajemnością - do końca nie zgadzał się na publikowanie w kraju swoich dzieł. W porównaniu z bogatą twórczością przedwojenną, na emigracji Grubiński piÂsał stosunkowo niewiele. W 1944 r. ukazał się scenariusz „Bajki Ulissesa a rzeczywiÂstość Agamemnona". W 1948 r. wydał zbiór szkiców „O literaturze i literatach". W 1953 r. napisał powieść filmową „Pani Sapowska". W 1963 r. ukazała się poszeÂrzona wersja „Listów pogańskich". Oprócz tego sporo pisywał do emigracyjnych pism, a także parał się działalnością edyÂtorską, zajmując się wydaniem nowel PruÂsa czy zbioru „Literatura a polityka". WeÂdług Danilewicz-Zielińskiej był „przykłaÂdem epigona, który przeżył sam siebie" i „do późnej starości zachował wygląd pięćdziesięciolatka, przy kompletnej ruÂinie warsztatu pisarskiego". Ale czytelnicy wciąż cenili jego dorobek. Wybrali go do tzw. Akademii Grydzewskiego, przyÂznającej emigracyjne nagrody literackie.
Przeżył nie tylko wyrok śmierci, ale i niemal wszystkich rówieśników. Jak wspominała Danilewicz-Zielińska, „ostatÂnie 30 lat życia spędzić mu wypadło w Londynie w bardzo skromnych warunÂkach, w oparciu o doraźne subwencje, naÂgrody i angielskie ubezpieczenie dla starÂców. Przesypiał ponoć dla oszczędności śniadania i dopiero koło południa przygoÂtowywał sobie niezdarnie skromny posiłek
i dopiero wieczorem budził się w nim dawny elegant warszawski i wyświeżony ruszał na kolację do Srebrnej Ostrogi i spotkania z wiernymi przyjaciółmi. DłuÂgie kawiarniane rozmowy obracały się do-okola wydarzeń politycznych" („KreÂsy", 1/94).
Zmarł w 1973 r., mając 90 lat. Juliusz Sakowski pisał po jego śmierci w londyńÂskich „Wiadomościach": „Zamiast patosu miał półuśmiech, zamiast grandilokwencji
zwięzłość, zamiast nadmiaru - umiar". Józefa Radzymińska w „Książkach i przyÂjaźniach", zapamiętała go tak: „Ten stary pan [...] umiał w najsmutniejszych chwiÂlach swego życia zachować pogodę i zaÂchwyt dla świata".