Casting
Posted on Tue 23 March 2010 in Pamietniczek • 2 min read
Pewnego dnia, po zakupach w jednym z centrów handlowych, zaczepiła nas pani proponując zrobienie zdjęć dzieciom do celów reklamowych. Minia nie ma z tym problemów, ja zawsze odczuwam opór bo dla mnie ta część życia i świata to rzecz "pachnąca inaczej". Oczywiście nie do końca bo w końcu twarz Mikołaja jest na billboardach Expatrii, mam po prostu awersję do reklamy bo jest jej natłok i bywa niemożebnie głupia.
Wracając do castingu: zdjęcia zostały zrobione i po jakimś czasie Minia odebrała telefon z zaproszeniem do podpisania umowy. Nawinięto nam makaron na uszy, że dzieci zostały wybrane "spośród miliona", pitu, pitu i ich wizerunki zostaną dodane do bazy twarzy, a stąd droga do kariery leży szeroka. I wtedy odkryliśmy, że koszt umieszczenia profilu dziecka w internetowej bazie firmy od castingu to 60 złotych.
O! Tu się zaperzyłem bo to zupełne odwrócenie ról. To my, dawcy twarzy, jesteśmy potrzebni firmie X, która bez nas nic zaoferować nie może. Natomiast firma X nam do życia potrzebna nie jest bośmy nie aktorzy, swoje prace mamy. Poza tym, co ma motywować firmę X do promowania dawców? Jeśli kasa zostanie zapłacona z góry to koniec promocji, ludzie z natury są leniwi. Uczciwszy układ jest wtedy gdy firma X załatwia kontrakt, a ja jej za to odpalam działkę.
Z tymi przemyśleniami zadzwoniłem do pani z firmy X. Pani się długo broniła, nie chciała wysłać mi umowy, twierdziła, że jej firma jest franczyzą i nie ona ustala warunki. Na koniec przyznała się, że możliwość współpracy bez ponoszenia wstępnych kosztów istnieje. Ugh! To nie można było tak od razu?
Koniec końców pojechaliśmy na spotkanie, gdzie z kolei młody koleżka znów nawijał nam makaronik ale my już nie w ciemię bici, nie zapłaciliśmy ani gronia. Zrobiono dzieciom fotki, nie wiadomo czy w koszu potem nie wylądowały, i zmyliśmy się.
Aha, jak młodemu koleżce Minia powiedziała, że przed wejściem do biura mają billboard z fotką młodego to zastrzygł uszami i chciał się lepiej sprzedać. Hi hi hi.