Zaległe obrazy

Posted on Mon 26 November 2007 in Uncategorized • 2 min read

Nazbierało mi się zaległych filmów:
Labirynt Pana - obraz piękny wizualnie, niepotrzebnie okrutny i historycznie zakłamany. Hiszpania po wojnie domowej, konflikt dobrych, socjalistycznych partyzantów z przebiegłym, zdradliwym sadystycznym i faszystowskim kapitanem wojsk Franco. Nieuświadomiony widz, nakarmiony pożadną dawką czerwonej propagandy ma po obejrzeniu zapamiętać, że Franco to był kolega Hitlera, a jego żołnierze to byli oprawcy nie lepsi od Niemców. Dla mnie, Polaka wychowanego na filmach z Gestapo i SS, szczególnie wrył się w pamięć pistolet Parabellum, ulubiona broń kapitana.
Murder by Death - pure-nonsensowa komedia, z Aleciem Guinessem, Peterem Sellersem, Peterem Falkiem oraz - ku memu zaskoczeniu - Trumanem Capote. Jak dla mnie trochę przesadzono z nonsesem pod koniec. Spodobał mi się sposób w jaki traktuje się w tym filmie homoseksualizm czyli prześmiewczo. Mimo obecności zadeklarowanego pedała: Capotego. To były fajne czasy.
"Salto" Konwickiego - jeszcze nie dokończone ale jakieś takie rozpieprzone. Zdaniem Urbankowskiego zakłamujące obraz AK, a dla mnie "leśny" grany przez Cybulskiego jest nierzeczywisty, nieprawdziwy ale i nieszkodliwy. Ciężko mi uwierzyć, że oglądający ten film współcześni, jeżeli mieli trochę oleju w głowie, uwierzyli i że im ten film coś zakłamał. Współczesny widz też się chyba nie "nawróci" na ideologię Konwickiego bo nie pojmie aluzji, jak ja bym nie pojął gdyby nie Urbankowski. Zrobił pan zatem złą robotę panie U. bo wywołał pan ducha, który nie pamiętał że był.
Notatki o skandalu - z genialnymi: Kate Blanchet i Judi Dench. Tak zwany film obyczajowy ale po prostu perełka z pięknie zbudowanym napięciem. Do tego muzyka Philipa Glassa. Słowem: pycha!
La Mome - historia życia Edith Piaf. Dobry wizualnie, opowieść zgrabna, trochę za długi. Piaf była normalną, znaczy się nienormalną, ponadprzeciętną, ale menelicą. Okropną i zapijaczoną. Ale właściwie życie miała jak każdy: trochę szczęścia i trochę syfu. Obejrzeć wypada.
Man of the year - z Robinem Williamsem w roli tytułowej. Rzecz o komiku, który wygrywa wybory prezydenckie w USA. Moim zdaniem kompletnie nie wygrany film, a mógł być bardzo mocny. Gdy się skończył nie wiedziałem czy reżyser Barry Levinson, chciał zrobić satyrę na demokrację, film sensacyjny czy romansidło. Chyba, niestety, wyszło to ostatnie. Miłośnicy demokracji powinni obejrzeć jakąś 1/3 filmu i pójść pomyśleć nad ulubionym systemem politycznym. Kropka.
Ostrow czyli Wyspa - właśnie odkryłem, że to film Pawła Lungina, reżysera "Taxi Blues". Film piękny jak cholera. Klimat wysp sołowieckich, bardzo wolne tempo akcji, pustka i sam duch. To trzeba obejrzeć!
We don't live here anymore - znów powolne tempo, napięcie jak w "Notatkach...", tematyka małżeńskiej zdrady. Film niby dla bab ale się nie nudziłem, podobał mi się. Pewnie mi spada testosteron. ;-)
Mama ma rację: dywagacje nt. historii tak odległej jak dinozaury zaczyna być śmieszne. Dlatego sfotografowałem tajemnicze kręgi służące nieznanym obrzędom religijnuym lub astronomii.