Niejaki Janusz Palikot żąda wydalenia Rokity z PO. Ani mnie to swędzi, ni głaszcze ale zastanawia fakt pojawienia się na drodze z i do pracy, billboaradów z reklamą nowej książki niejakiego Palikota. Kniga ma tytuł "Płoną koty w Biłgoraju" więc domyślam się, ale trudne!, że Palikot zwiedził wschodnią Polskę. Eeeee, bzzzzt! Błąd. On chyba jest gdzieś z okolic lubelskich. Nie chce mi się googlować.
Niezła rozróba z posłanką SLD i immunitetem, którego Sejm nie raczył jej odebrać choć istnieje podejrzenie, że wzięła łapówkę. Widziałem Tusia jak mówił, że immmunitetów nie można znieść, żeby móc bronić przed zakusami źle działającego aparatu sprawiedliwości. Źle czytaj z PiS. Eh, a pamiętam jeden z punktów programu wyborczego PO - zniesienie immunitetu. Sam Herr Tusk chciał się go pozbyć bo coś tam - wypadło z głowy. A to przecież PiS ma monopol na zakłamanie.
Jak dobrze pójdzie, za tydzień będę pracował na Macbooku. Jest to niejako, spełnienie marzeń czyli posiadanie OS-a uniksowego ale z działającym nań Photoshopem. Nigdy się nie przyzwyczaiłem do GIMP-a. GIMP to niezły kawał softu ale opóźniony w rozwoju. Jeszcze wiele mu brakuje do 1 ligi. Deweloperzy i użytkownicy GIMP-a lubili i nadal lubią się tłumaczyć, że to soft do obróbki grafiki pod www. Stąd brak obsługi CMYK i innych ficzerów. Ale nacisk środowiska jest tak duży, że już przebąkuje się o dołożeniu CMYK i profili kolorów. Nieważne. Programiści Adobe nie śpią i jeszcze długo będą lata świetlne przed OpenSourcowym softem. Ale zboczyłem z tematu.
Przymus używania raz Linuksa to znów Windy, żeby odpalić Photoshopa wreszcie się skończy. Jak? Jeszcze nie wiem ale przeczuwam, że nieźle. Sam fakt, że w difoltowej instalacji Mac OS X znalazłem VIM-a połechtał mnie mile po pysku. I ten interfejs, zbierający się jak wyścigowe autko...
Kilka lat spluwałem publicznie na Windę, pod niebiosa chwaląc Linuksa, marząc o jego "desktopowatości". Gdy słowo ciałem się stało - Linux mi obmierzł. To nie to czego się spodziewałem. Wieczne naśladownictwo Windowsa, kalekie KDE, wodotryski, odejście od idei Uniksa. Syf! Desktopową wojnę wygrał Mac OS X. Też Unix ale "different". Pewnie jeszcze kiedyś pożałuję tych słów. Chociaż...
Rok temu zainstalowałem FreeBSD na notebooku i stwierdziłem, że przez związek z Linuksem zmarnowałem całe lata. Grzebałem się w czymś przypominającym gęsty kisiel, z założenia bezkształtny i nieuporządkowany, podczas gdy obok istniała alternatywa - przejrzysta i szybsza. Linux był bardziej sexy z ikoną Linusa, medialny ale nie lepszy. I ten pierdolony pingwinek! Gdy przynosiłem do domu kolejne numery "Linux Journala" Minia śmiała się, że czytam bajeczki dla dzieci o pluszowych maskotkach. Czerwony demon rządzi.
Obczajam Zenoss: może przyda się w pracy.
Jutro, podobno, dotrze do mnie Alpha. Ale z tydzień jeszcze będzie musiała poczekać. Biedactwo, kurde balans!
Jakoś w środku tygodnia zawiązała się pseudodyskusja o informatyce i komputerach. Wśród znajomych. Niby plują na komputery ale im nie wierzę. Przecież komputery to zajebista rzecz! Są W-S-P-A-N-I-A-Ł-E! To kondensaty umysłów, które je stworzyły. Katalizatory rozwoju. [gromkie brawa]
System Sobera rulez!