ROPCiO
Posted on Sat 31 March 2007 in Pamietniczek • 3 min read
Już kiedyś o tym sobie przypominałem w Pamiętniczku. Jest taka scena w filmie Jerzego Stuhra, w której syn pyta go czy ma co wpisać do CV, bo Stuhr pracy szuka. Stary nie wie co powiedzieć, więc go synalek naprowadza, że może coś przed 1989 rokiem by się chwalebnego znalazło. Stary się ożywia i mówi, że owszem, zaangażował się w "Solidarność". Na to młodziak, że eeee, chujowe, żeby to chociaż był KOR to może spoko ale "Solidarność" to ściema.
Fragment ten zapadł mi ostro w łepetynę. Bo jeszcze parę lat temu zachowywałem się identycznie. Bo słowo "Solidarność" brzmiało mi w uszach prawie jak obelga. Bo "etos" to byli ludzie styropianu, jacyś oszuści, którzy po obaleniu komunizmu zaplątali się w jakieś układziki miałkich interesów, gdzie Ojczyzna zamieniona była w Kiełbachę.
Wytłumaczenie tego jest proste: uwierzyłem mediom. Skurczybykom, świniom i zdrajcom z "Gazety Wyborczej" i Unii Wolności. Gieremkom, Tuskom, Wałęsom, Mazowieckim i Kuroniom. Kłamcom i mendom do kwadratu.
Komu znana była lub jest nazwa ROPCiO? W moim otoczeniu nikt tej nazwy nie kojarzy. To straszne. Większość moich znajomych/kolegów ma wyprane mózgi. Są pół-potworami, pół-sowietludźmi. Przeszłość własnego narodu to dla nich zlepek sowieckiej propagandy i neo-europejskiego katechumenatu. Zastanawiam się czasem czy nie popadam w paranoję, w starczą demencję i zacietrzewienie bo jestem inny, bo z rozmów z nimi widać, że poglądów moich oni nie podzielają, tak jak nie podzielam ich.
Czy tylko mi zależy na wychowaniu własnych dzieci na patriotów? Czy po prostu tylko ja o tym mówię, na zasadzie krowy która dużo ryczy? Pewności nie mam. Tylko przeczucia. Jak jakaś pierdolona wróżka. Chowam się przed nimi ze swoim uwielbieniem dla Baczyńskich, batalionów Zośka czy choćby płyty Lao Che. Z dumy narodowej, z niechęci do Niemców, Francuzów czy Angoli bo choć nie powinno mnie to obchodzić, urodziłem się długo po Wojnie, to tkwi we mnie genetyczna niechęć do zdrajców, oszustów i kłamców. Tak pojedynczych jak i masowych. Nie umiem im tego wybaczyć choć przecież nie mam czego. Czy odtwarzam jakiś program zapisany w mej głowie w dzieciństwie? Niemożliwe! Mój dom nie był specjalnie patriotyczny. Tak jak nie było w nim buntu przeciw Sowietom czy komunizmowi. Połowa rodziny, ujmując to w ostrym kontraście - bez półtonów, szła z komunistyczną władzą pod rękę. Do czasów licealnych nie uczęszczałem na religię, więcej nawet, byłem nastoletnim wojującym antyklerykałem i ateistą. Plułem publicznie na tłumy wracających z kościołów ludzi. Na lekcjach religii, już w liceum, piłem wino i zadawałem głupie pytania. Demoralizowałem siebie i innych. Przygotowałem w szkole pogadankę o atomowym zagrożeniu ze strony USA. Fakt, że chodziło o atom w ogóle, który do dziś mnie kręci, ale wydźwięk, z racji użytej bibliografii, był jeden. Stany chcą spalić nas żywcem.
Mam więc wszelkie powody by patriotą polskim nie być, by naśmiewać się z "Solidarności" i polskiej prawicy, a jednak tego nie robię. W państwowe święta wyrzucam sobie, że znowu zapomniałem kupić polską flagę i powiesić na balkonie. Syna uczę czasem wyliczanki "Polak mały", kiedyś opowiem mu o lwowskich Orlętach i Katyniu, o leniwych murzynach bez kultury, o walce z Maurami. Czy jestem nienormalny?