Zero fantastyki
Posted on Tue 29 August 2006 in Pamietniczek • 1 min read
Ludzie mogą narzekać na swoją pracę ale i tak nie mają tak źle jak mam ja: bo u mnie w pracy jestem jedyną osobą, która czyta Science Fiction!!!. To tragedia, bo nie mam z kim o tym rozmawiać, nie mogę rzucić aluzyjki, ani się kogoś zapytać co to było za opowiadanie czy książka dziejąca się w podwodnym świecie po której mam do dziś ciary w brzuchu i wrażenie jakbym naprawdę kiedyś żył pod powierzchnią oceanu. Coś mi świta, że Arthur C. Clarke ale pewności nie mam. Pozostało tylko bardzo głębokie, fizyczne doznanie z dzieciństwa związane z tym tekstem. Podobnie, tylko z wektorem zwróconym przeciwnie, miałem z Hłaską po którym miałem rzyganie i biegunki, aż mi mama raz na wakacjach zabroniła go czytać.
Słucham dziś RATM, Megadeth, Janerki i w końcu Banco de Gaia. Dobre, smaczne.
Od czwartku przymusowy urlop z Dziedzicem ale cieszę się nań jak świnia na otręby. Szkoda tylko, że codziennie rano nie ma Domisiów! :(
Znowu postęp w odkrywaniu, że lewa ręka też istnieje: zrobiłem w GIMP-ie retusz obrazka. Lewizna jeszcze niepewna, leci tam gdzie powinna ale brak jej precyzji. Spodziewałem się jednak, że będzie gorzej. Na urlaupie móglbym ją strenować pędzlami albo tabletem i przekonać się co z tego wyjdzie. Mógł van Gogh, mogę i ja. ;-)