strach

Posted on Sat 15 May 2004 in Pamietniczek • 2 min read

Koło Dworca Centralnego zderzyły się tramwaje. A wszystko zaczęło się przedwczoraj od picia u Emsiego. Coraz częściej popadamy w wspominki o "strarych, dobrych czasach", kto komu się pierwszy włamał i kto dłużej mieszkał w firmie. Najgorsze jest to, że proza życia dopierdala z wszystkich stron i rewolucjonista Emsiak nie brzydzi się dotykać windowsów. Picie skończyło się późno, nazajutrz był nieziemski kac i podsypianie w pracy - dobrze, że nie jestem frezerem albo tokarzem bo urwałoby mi łapy.
Potem umówiłem się pod Rotundą, najgłupsze miejsce, z żoną. Na piątkowe jedzenie na mieście i zaliczenie czegoś tam co jeszcze się nie wykluło. Ale nie dane nam to było bo zderzyły się te tramwaje.
Czekałem pod PKO chyba z 50 minut ale M. nie dojechała. Wróciłem więc do jedynego czynnego telefona, w biurze, i dzwoniłem jak szalony. Ze zmęczenia nawet nie byłem wściekły, zresztą miałem lekkiego moralniaka po wczorajszym piciu, czyli uważałem, że skoro pojechała sobie na żarcie (i pewnie zakupy) sama to miała rację.
Już miałem wyjśc z biura gdy pojawił się najebany w 3d. Dyziol i (hik!) przez czkawkę (hik!) powiedział, że kolega mu (hik!) mówił, że koło Centralnego (hik!) zderzyły się tramwaje.
Adrenalinka wstrzeliła się we mnie jak dzida. Obdzwoniłem komisariat śródmieście i inne placówki, na koniec dyżurny ruchu powiedział mi, że było tylko parę osób lekko rannych i jesli żona miała komórkę to na pewno była w stanie zadzwonić. Ergo - skończyła się jej bateria.
Spotkaliśmy się szczęśliwie w domu. Nie było kolacji na mieście ale za to były krem ananasowy zlizywany z palców. Jeśli wiesz o czym ja mówię...