Sen Pawła dzidziusia
Posted on Fri 02 December 2005 in Pamietniczek • 2 min read
Niechronologicznie bo zmysły otumanione mgłą z magicznego pudełka Morfeusza. Kąpaliśmy się całą rodziną, bez Dziedzica, z moim bratem, w bajorku, którego nazwy tu nie wpisuję, bo jeszcze ktoś wygoogla i pół Internetu się tam zwali, chociaż może nie zwali bo po wyjściu pojawiły się na naszych torsach, Minii też, bąble jak po oparzeniu, Minia wyszła na rynek nie istniejącego miasta i czekała na mnie na ławce, a ja jak zwykle wdałem się w gadkę z nieznajomym, który okazał się lekarzem ogrodnikiem, i między jednym a drugim grzebnięciem w ziemi, którą pokryty był obszerny stół i na którym, w tej ziemi, rosły różne krzewy, między tymi czynnościami lekarz uciął kilka knączy, przypominały wyglądem bambus, ciekł z nich gęsy sok, po włożeniu do ust był słodki jak miód i miał pomagać na oparzenia, brat pokazał mi jakieś przykre narośla na ręce, a ja nie chciałem mu mówić, bo tak mi to wyglądało, że to chyba zarażone od jednego mężczyzny, z którym się częściej niż raz do roku spotyka, nie chciałem też mówić bo to była nieprawda, bo tą chorobą zarazić się nie da, milczałem więc na ten temat i grająć z kimś w piłkę przesuwałem się w kierunku rynku, żeby dać pnącza Minii i zapobiegawczo Dziedzicowi, a gdy znalazłem się w środku nieprawdziwego miasta uświadomiłem sobie, że gdzieś się zaplątałem bo Minia siedziała tam gdzie przed chwilą byłem i karmiła Dziedzica, wróciłem więc do pomieszczenia ale nie od razu bo spotkałem Pyotra, który jak zwykle wyglądał na kaznodzieję i chciałem mu powiedzieć coś ważnego, może to, że kłamał powtarzając sutry zen o miłości, ale nie powiedziałem bo temat zszedł na lekarza od pnączy i stało się coś tak, że Minia nie dostała pnączy i nawet ich nie potrzebowała bo nic jej nie było ale za to znaleźliśmy się w domu u moich rodziców, i mam robiła coś w łazience,a tata stał na balkonie i coś reperował, i to zamknięcie za szybą było symboliczne o czym ja wiedziałem ale nie mogłem tego wymówić, i pewnie dlatego ten sen, choć mógł, nie był wesoły, aż w końcu tata wrócił z balkonu i zaproponował, że pójdziemy obaj na western do wujka Andrzeja, na co ja zacząłem kręcić nosem, twierdząc że wujek gada w czasie filmu, co okazało się nieprawdą, bo nie gada, wręcz przeciwnie, więc mieliśmy iść i tata stwierdził, że w zamian za ten wypad my potem na zmianę odprowadziny mamę na dworzec i to był dobry żart bo przecież wspólnie mieliśmy gdzieś jechać PeKaeSem ale nie wiem dokąd, i wtedy sen się urwał może przez myśl, że zbootuję dziś Ultrę, a może pan Dziedzic coś kwęknął przez sen.