Tak ciężko mi zapamiętać by przed wejściem do taksówki włączyć nagrywanie w Looksie. Dziś trafił mi się kierowca-emigrant. Wyjechał w 1982 roku do Austrii i przesiedział tam 12 lat. Wrócił bo "Mazowiecki został prezydentem więc myślałem, że się coś zmieni". O Austrii zdanie miał nienajlepsze, właściwie mieszane, trochę złe o Wiedniu i Wiedeńczykach (podobne mam ja, po 3 dniowej tam wizycie) i trochę dobre o pozostałych zakątkach kraju. "W Austrii dostać 1,5 roku więzienia to jak w Polsce 25" - stwierdził pan taksówkarz. Mniejsze przewinienia, za które powiedzmy dostaje się 2-3 miesiące do odsiedzenia, na przykład za niepłacenie długów, można odsiadywać na raty, ustalając termin i długość odsiadki. Tydzień tu, tydzień tam...
Jak już przy więzieniu jestem to taksówkarz wspomniał o swoich znajomych, którzy wtenczas (lata 80-te) żyli i zarabiali kasę odsiadując wyroki w Szwecji. Wystarczyło rąbnąć kamieniem w szybę wystawową sklepu, coś zwinąć i dac się złapać. Wyrok był 6-8-mio miesięczny, za to ciepło, rozrywkowo i karmili dobrze. Do tego praca przymusowa za którą nieźle (w przeliczeniu) płacono.
Pan taksówkarz naopowiadał mi tego więcej ale reszta to bąbelki w austriackim piwku, które jego zdaniem zbyt mocno jest gazowane.
Gdym wysiadał taksówkarz nachylił się do mnie i rzekł: "Wie pan co? Pan jest młody, na pana miejscu, już by mnie tu nie było. Popracowałbym gdzieś do emerytury, potem wrócił i założył jakąś firmę jak mój znajomy".
Ciekawe czemu on tego nie zrobił? Odpowiedziałem mu, że kocham Polskę, kocham ten nasz smrodek, zdolność do robienia wszystkiego metodą złotej rączki, nasze poligony polityczne, złodziejstwo i łapówkarstwo, żydowskie spiski, rosyjskich szpiegów, pijanego prezydenta, nawiedzony tłum wiernych, smalec, boczek i kaszankę. Rzygam tym i kocham. Jak bulimik.
Przeprowadzka coraz bliżej. Kuchnia skończona. Znów emigrant. 9 i pół roku w Stanach w postaci carpentera. Fakt, że facet potrafi robić to co robi, wykonał wszystko czysto i przepięknie. Minia wprawdzie znalazła mankamenty i uchybienia ale są one małe i nie do końca można być pewnym czy wynikły z niedoróbek czy z właściwości fizycznych materiałów.
Jutro zmianę poranną ma Minia, maluje drzwi i futryny, wieczorem ja robię porządki na pawlaczu, czyli chowam weń to co jeszcze przydać się może. Oczywiście, wszystko co trafia do pawlacza zapisuję w Looksa na przyszłość, żeby nie powtarzać błędu kupowania w Castoramie czegoś czego już nadmiar jest w domu.
Finansowo robimy bokami ale są to wesołe boki.
Wczoraj miałem jakieś podłamanie psychiczne, czułem się podle. Akurat wylazłem z firmy, stałem jak pajac, sam, na przystanku tramwajowym i zdychałem. Czułem, że muszę się czymś poratować bo będzie źle, i pomyślałem o Minii i o Dziedzicu. Z początku nie zadziałało, ale skupiłem się na obrazie i powtórzyłem parę scen z nimi w myślach. Minęło ze trzy minuty i już byłem jak nowo wykonany - zdrowy i swój. Kurde, rodzina. Kurde, nie wierzy się w te rzeczy jak się jest gnojem, bo musi przyjść samo. Samo dobro.
Kto rozwala rodzinę, a mam tu na myśli różnych pomysłodawców od sowietów zaczynając, ten jest rakiem złośliwym wartym wypalenia najkwaśniejszym z kwasów! Apage!
Zdarłem film w trzech częściach "Bezpieka 1944-1956" i aż chrupie mi szczęka z podniecenia na myśl o obejrzeniu, tak mnie te tematy kuszą i dławią jednocześnie. Miłość która zabija. ;-)
Kontynuując w ten deseń, Pawell podsunął mi broszurę wydaną sumptem byłych żołnierzy Powstania Warszawskiego. W książeczce między innymi wzmianki o jego dziadku, tym co z Szymonem Majewskim jeździł do Ulanowa nad Tanwią. Widziałem list jaki napisał w pierwszych dniach powstania, dziadek nie Szymon, gdy nie miał nadziei, że wyjdzie z tego cało.
Wpisuję do Looksa, że mam zeskanować książeczkę o Brygadzie Świętokrzyskiej. Trzeba zachować dla Dziedzica, bo to byli kowboje. Jak mam mu opowiadać o przygodach z dzikiego zachodu to podmienię trochę postacie i strony świata: będą "Bohun" i "Łupaszka", a zamiast zachodu - nasze kresy i ziemie odzyskane. Hi hi hi.
Co jakiś czas wpadają mi do skrzynki listy od ludzi, którzy przypadkiem wpadli na mój artykuł o OCR pod Linuksem. Pytają jak zwykle o drugą część, którą odechciało mi się kończyć bo skwitować można ją jednym słowem "tragedia". Tak im odpisuję, że pod Linuksem OCR to tragedia i lepiej się nie obrażać na Windę i robić to jakimś softem dołączonym do skanera. Dziś znowu wpadł taki list ale skończyło się tym, że znów przyjrzę się OCR-owi i może dopiszę ciąg dalszy. Minął rok z okładem, może więc i w tym temacie coś ruszyło do przodu. Tym bardziej, że ABBY udostępniła SDK pod Linuksa do OCR. Może jest jeszcze jakaś nadzieja.
Rudolf poprosił o zrobienie logo do jego softu na PPC. Zobaczę. Ostatnio jak zrobiłem coś do dcgui/valknut to nie było odzewu. BTW: widziałem przeróbkę swojego logo jadąc taksówką - chwaląc się: było ogromne bo to w tej chwili logo jakiegoś dewelopera. Troszkę je przerobili ale idea pozostała ta sama.