|
Przyszło mi do głowy, w czasie spaceru do pracy, że był się wykształcił, przynajmniej w Warszawie, pewien dizajn mężczyzny, który po namyśle nazwałem e-Stachura. Typ taki ubrany jest następująco: na korpus wciągnięte coś obcisłego, może być elastyczny, ciut za mały sweterek, a pod nim koszula, której kołnierzyk może wystawać z ww. sweterka, może też być tiszert i też z czymś ze spodu wyglądającym, może też być bluza dresowa, grunt to oblepienie ciała, dołem jakieś spodenki już luźniejsze, jeśli obcisłe to tylko górą, dołem muszą sie poluźniać ale bez robienia żagli, boczne kieszenie dość obszerne, "bjówkowe", do tego fryzura roztrzepana, taka jaką ma mniej więcej Wojewódzki, do tego - i to jest mus - torba przewieszona przez ramię, duża, luźna ale trzmająca kształt, na nogach buty sportowawe z jakimś paseczkiem najlepiej. Typ taki bywa określany mianem "metroseksualnego" ale mi to nie pasuje bo zawiera się w tym informacja o higienie i kosmetyce, a e-Stachura niekoniecznie musi być wyczyszczony i pachnący. Typów takich spotykam dużo na swej porannej i wieczornej drodze do pracy, czasem, i jest to widok żenujący, za e-Stachurę przebiera się koleżka tęższy i wtedy jest e-Hipcio czy coś tam.
Myślałem też, że powiedzenie "Co z oczu, to z serca" można interpretować dwojako. W pierwszej wersji, najpopularniejszej, chodzi o to, że jak coś znika sprzed naszych oczu to i po jakimś czasie wypada z mózgownicy i mamy z bańki. W wersji drugiej zaś chodzi o fakt, że ciężko jest ukryć przed drugą osobą co ma się w głowie, dotyczy to oczywiście osób tak szczerych (i pieknych) jak np. ja, które nie potrafią ukryć, powiedzmy swojego zachwytu, i im to wyłazi oczami.
Pierwsza interpretacja skierowała moje myśli na fakt, że właściwie przestałem korzystać ze Slackware Linuksa. Owszem, mam go wciąż na swoim serwerze ale jedyne czego używam to screen i pod nim Pine. Cała reszta odbywa się na Irixie, do którego, tak nawiasem, mam stosunek coraz bardziej krytyczny. Co z oczu, to z serca w odniesieniu do Slacka, kończy się tym, że nie chce mi sie kompletnie grzebać w systemie, ani wypatrywać co przyniesie nowa wersja. Pozostałem na tyle wiernym użytkownikiem, że patchuję go gdy jest potrzeba, ale to nie z miłości ale z musu chronienia własnego tyłka.
Co z oczu, to z serca w drugim znaczeniu odnosi się obecnie do Irixa i FreeBSD. Ten pierwszy mnie zniechęca warstwą makijażu jaki nałożyli mu kolesie z Silicon Graphics na pysk. Trywialna konfiguracja pulpitu polegająca na dodaniu ikony do jakiegoś programu sprowadza się do wykonania prawie-magii i kompilacji tego i owego, a tak nie powinno być.
Za to FreeBSD zdaje się być systemem otwartym i szczerym, prowadzącym za rękę niedoświadczonego łosia jakim jestem. Poza tym działa w nim wszystko z palca i bez problemu. Instalacja nowego, potrzebnego, softu sprowadza się więc tylko do zaciągania paczek albo kompilacji portów - czyli jestem w raju. jak tak dalej pójdzie to jednak przekabacę Gustlika na BSD i zapomnę o Slacku. Co z oczu, to z serca. Fiu!