bursztynowa komnata
Posted on Tue 18 May 2004 in Pamietniczek • 2 min read
Przypomniał mi dziś jeden koleś czasy pierwszego kontaktu z komputerami. Niewiele mi we łbie zostało ale coś się jescze pałęta. Może zapiszę sobie teraz, co? Bo później jeszcze mniej zostanie.
Siwy facet z Huty, inżynier z białą brodą i bardzo różowymi ustami, takimi jakie ma Emsi, uczył nas kodować w Basicu na 3 Spectrumach+. Inżynier sam się przy okazji uczył, bo na codzień miał styczność jedynie z mainframem IBM i terminalami do niego. My też obaczajaliśmy te terminale bo kazano nam pisać programy do maszyn sterowanych numerycznie, żeby wytaczały wałki wielostopniowe. To wtedy nie było ciekawe. Zresztą szybko się skończyło bo zhackowaliśmy (chyba z Rybcią) modem do terminala. Gość, który nas pilnował załamał nad nami ręce. Głupek! Zamiast nas rozwijać.
Wystraszył się, bo sam umiał już mniej od nas i dostaliśmy bana na terminale. Dopiero po przeniesieniu na inny wydział dorwaliśmy się ponownie do takich fajnych, bursztynowych gówienek. Acha, modem to była skrzynia wielkości piecyka Marshalla, spore pudło i ważyło chyba ze 30 kg.
Inżynier z białą brodą szybko dał sobie spokój z uczeniem w Basicu bo i tak wszyscy gierkowali. Ja chorowałem na brak komputera ale rodziców nie było na niego stać. Kupowałem więc Bajtka i napierdalałem programy w zeszycie w kratkę. Szkoda, że zaginął.
Potem się zakochałem i komputery zniknęły z życia.
Ocknąłem się dużo później, zaciągnąłem kredyt i kupiłem od kolesia z Opatowa PeCeta - 286 16MHz z 2MB RAMu. Koleś zostawił mi na dysku kompilatory i dokumentację do miliona języków. Pierwszy swój program napisałem w Prologu, drugi w Pascalu.
E, nie chce mi się pisać. Chujowe wspominki.