bezwiednie
Posted on Wed 14 March 2007 in Pamietniczek • 2 min read
Nie znając jeszcze z nazwiska i publikacji, po zobaczeniu w pewnej dyskusji p. Cezarego Michalskiego, pomyślałem: "Co za podejrzany typ? Podejrzanie skretyniały." No i odruchowo miałem rację. Jakiś czas potem poinformowano mnie, że ten pan jest bardzo znanym publicystą w "Dzienniku", a znajomy z pracy dodał że prawicowym. Zupełnym przypadkiem moim ulubionym autorem został od niedawna Jacek Kwieciński, polubiłem jego styl, mądrość i konsekwencję w zwalczaniu czerwonej zarazy. I kolejnym przypadkiem redaktor Kwieciński cyklicznie zajmuje się omawianiem dodatku do "Dziennika" o nazwie bodajże "Europa", w którym ww. "filozof" Michalski uprawia bolszewicką propagandę. Stą niechcący czyli znów przypadkiem śledzę poczyniana ww. "publicysty" i cieszę się, że mnie intuicja nie myliła.
Głupota ludzka zatacza coraz szersze kręgi: znajomy z pracy o którym wyżej, opowiedział mi, że sprowadzenie używanego motocykla z zagranicy nie jest objęte podatkiem, należy tylko udowodnić, że motocykl jest używany. Czyli, że ma przejechane więcej niż 6.000 kilometrów! Zanim więc przekroczy się ten wskaźnik jeździmy cały czas na sprzęcie nowym. Ale to małe piwo. Następną "fajną" rzeczą jest to, że za pismo stwierdzające zwolnienie z podatku należy uiścić opłatę 160 złotych!
Wystarczyło w Windzie wyłączyć Avasta (antywira) na jeden dzień i już 3 pliki zarażone windzianym gównem. Rekord.
A tak poza tym to walczę o 2-procową Alphę do firmy na serwer roboczy. Ma albo może mieć redundantne wszystko więc na serwer jak znalazł. Poza tym Piotrek H. twierdzi, że jest bardzo wydajny. Ślinię się na samą myśl.
Z dziś rana: Miki przysunął sobie krzesełko do stolika na którym stoi jego iMac, rozsiadł się, włączył komputer i zawołał mnie (woła wydając z siebie pohukiwania i klepie małą dłonią w siedzenie krzesełka obok) do wspólnej zabawy. Gdy już się rozsiadłem, z patelnią jajecznicy w ręce, chwycił myszkę i zaczął nią wodzić celując kursorem w ikonki na pulpicie, gdy wycelował, naciskał z wprawą klawisz (Macowa ma tylko jeden), chwytał ikonkę i przenosił w inne miejsce. Opadła mi szczęka! Odebrałem mu myszkę, że nauczyć go "dwumlasku" ale stwierdził, że przeginam pałę i zaczął naciskać na klawisz "Shutdown" w klawiaturze, wywołując okienko na którym musiałem wybierać "Cancel", żeby nie zamknął systemu. Po każdym moim "cancelowaniu" chichotał jak mała wiewórka. Jazda na maksa!