Zaległości i nowości
Posted on Fri 27 November 2009 in Uncategorized • 4 min read
Ciągle sobie obiecuję, że będę pisał pamiętnik ale jak przychodzi co do czego to piszę go w myślach, a potem... A potem jest mnóstwo innych spraw na głowie. Głównie życie w tym syfie polskim/europejskim i rodzina. Eh, głupie mi zestawienie wyszło, a wcale nie chciałem. Bo rodzina to obowiązek miły memu sercu. Nie wiem co to się w człowieku przestawia ale zwrotnica wykonuje skręt ostry na serce i czasem ociężale wstaje człowiek z niepokojem w tym sercu na każdy mały kaszelek synka. I oddycha z ulgą gdy stwierdza, że to tylko tak, przez sen.
No właśnie! Obaj chłopcy chorują. Grypa - potwierdzone za pomocą 15 złotych (tu śmiech mnie rozbiera gdy myślę o idiotach z mediów trabiących o bezpłatnej służbie zdrowia), kropelki krwi i paska. Mikołaj nad ranem kaszle niemiłosiernie, Antoś nas wczoraj w nocy wystraszył, zakrztusił się przy kaszlu i zerwaliśmy się na nogi oboje dosłownie jak nasi piloci na alarm bojowy!
Mamy w domu znakomite urządzenie na takie chwile: odsysarkę glutów. Wkłada się ja jednym końcem w nos dzieciaka, drugi we własne usta i zasysa gluty. Nie, nie trzeba ich łykać, nie przechodzą przez sitko. ;)
Obaj kolesie znoszą chorobę lepiej ode mnie, acha bo mnie też ścięło. Jak kukłę. Ledwo łaziłem, każde kaszlnięcie waliło mi młotem w mózg. Na nogi wdziałem stare, wysłużone skarpety i po trzech dniach jestem już zdrowy jak rydz ale słaby jak dżdżowniczka.
Nie bacząc na to Minia mnie wczoraj z pełną bezwzględnością zgwałciła - he, he - oddam jej sprawiedliwość, co jakiś czas mówiła, żebym się nie przemęczał, że teraz to ona "pobruszy". Dalej pisać nie mogę bo mi długopis sztywnieje.
Strasznie dużo obejrzeliśmy filmów ostatnimi czasy. Wynika to z kiepskiej sytuacji na rynku pracy. Naprawdę. Jest nędznie. Minia szuka i nie ma zupełnie porównania z późnym Millerem, wtedy SLD jechała na awaryjnym ale gospodarka miała to w dupie i działała. W ogóle dostrzegam zadziwiający brak korelacji między tym kto jest u rządów u nas, a tym jak działa ekonomia. Myślę, że co najmniej kilka rzeczy ma na to wpływ: po pierwsze tak naprawdę to góra naszej klasy politycznej zupełnie się nie zmienia, są to wciąż identycznie myślący (myślący?!) mniejsi lub więksi naciągacze i kretyni, a najwięcej tchórze. O tym później. Po drugie: ekonomia to nie biegacz na setkę ale dość ociężały dinozaur i ma swoją bezwładność, co z tego że premierem przestanie być jak pan Kutas, a zacznie być pan Cipa? nawet jak zaczną dłubać i psuć zaraz po dopchaniu się do żłoba to gospodarka jeszcze chwilę popłynie dawnym korytem (eh, skojarzenia). No i jeszcze trzecia, ale nie ostatnia rzecz: wpływ dyrektyw z zapierdziałej Europy. I tak się chuśta ten nasz dziurawy statek. Jakby to raz pierdyknęło może wreszcie "average stupid" oglądacz Kiepskich zacząłby myśleć o swojej przyszłości i o tym, że skoro przez 20 lat z dość zamożnego kraju nie da się wycisnąć kasy na naprawienie ulic w stolicy tzn. że tę kasę jakieś skurwysyny kradną na potęgę.
Ale zszedłem z tematu, jak zwykle, bo przecież dużo filmów oglądamy ostatnio. Wynika to z kiepskiej sytuacji na rynku bo Minia nic ciekawego znaleźć nie może. Co znajdzie ogłoszenie to jakieś dziwne. Rozzuchwalili się straszliwie po tych HR-ach, jak ma być ktoś dyrektorem departamentu (ach, jak to brzmi! nie jakiś kierownik działu), to ma znać SQL-a (serio!) albo Photoshopa (serio!). Oczywiście okazuje się potem, że to pic ale w sumie o co chodzi?!
No więc Minia pracuje w domu, z dziećmi ale powodzi nam się kiepsko i chciałaby pójść do pracy podratować nasze finanse i no i w ogóle bo się zasiedziała. No ale nie może nic fajnego znaleźć i wieczorami, zamiast się codziennie kochać, oglądamy filmy.
Filmów mnóstwo ale ciekawych, jak na lekarstwo. Ratujemy się dokumentalnymi, one zawsz są ciekawe. Z ostatnio widzianych warte wspomnienia były:
"The Hurt Locker" - o saperze w Iraku,
"Dystrykt 9" - mistrzowsko zrobiony z ciekawą historią,
Kurde, coś mało wyszło. Na kilkadziesiąt obejrzanych. Słabo się staracie ludziska. A polski to żaden. Nawet "Wino truskawkowe" takie jakieś miałkie. Wydumane.
Właśnie, właśnie! "Wino truskawkowe". Zapaliłem się do tego filmu po wysłuchaniu podcasta z Trójki jak kolo dziennikarz, Dariusz Bugalski z Klubu Trójki, przepytywał twórców. Ufam jego gustowi, a zachwycał się filmem, a tu wtopa. Nie całkowita, obejrzeć się dało ale czegoś brakło do zachwytu. Zwykły film, powiedziałbym, zaściankowy, w manierze Kondratiuka. Trochę magii z rubieży, plenery i tyle. Mam swoją teorię, że zawinił tu twórca scenariusza czyli powieści czyli no... ten... kurde... gość jest tak słabiutki, że nie umiem spamiętać... idę do biblioteczki sprawdzić...
(a tak nawiasem, posprzątaliśmy bibliotekę, wpisaliśmy z Minią wszystkie książki do programu, jak prawdziwa wypożyczalnia, a co? Mamy ich ponad pół tysiąca, a będzie jeszcze kilkadziesiąt więcej jak przywiozę swoje ze Stalowej)
Andrzej Stasiuk. Ten facet jest dla mnie jakoś siłą przesadzony. Wyczuwam w nim sztuczność. Tę samą jaką wyczuwa w Konradzie, który zachwyca się Stasiukiem na ten przykład (aha, swój do swego?) ale mam wrażenie że robi to dla poklasku z zewnątrz. A takie sprawy muszą wyłazić z wnętrza przecież. Stasiuk z tego co wiem, zaraz sprawdzę w Wikipedofilii, wyjechał z Wa-wy gdzieś na wieś, ale jak jego prozę do ręki biorę, a do drugiej ręki, powiedzmy, Wilka (tego od "Wołoki") to nie mam wątpliwości, że wilczy trop jest prawdziwy podczas gdy warszawski podśmierduje moczem. Beskidzkich lam. Ja tak mam, czuję sztuczyznę przez cebulki włosia mego.
Dalej pisać nie moge gdyż rozpęd straciłem albowiem zawezwało mnie wycie kota i płacz obudzonego Antosia. Trzeba zrobić kaszkę i zapodać leki.
Aha, chciałem jeszcze napisać, że jest ciekawy wywiad z Kazikiem a najnowsza płyta Kultu jest super.
A Nosowskiej do dupy.