Wieczny złoty warkocz

Posted on Wed 28 June 2006 in Pamietniczek • 2 min read

Na rozmowę w Aficie zupełnie się nie przygotowałem, a prace swe, teksty niektóre, wziąłem na karcie SD w PocketPC. To nie spodobało się dyrektorowi, który nastawił się ze startu na "NIE" do wszelkich elektronicznych nowinek.
Rozmowa to była bieda czyli ja głupi ale i rozmówcy niewiele lepsi. Dyrektor spytał czy chodzę do kina. Dupa - odrzekłem - nie chodzę bo mam syna ale oglądam wszystko nowe i stare po ściągnięciu z Internetu. Koleżka nie wnerwiał się na moje piractwo tylko stwierdził, że nie jestem zatem w stanie dogonić rozwoju w wybranych przeze mnie kierunkach: scenariopisarstwo i montaż. Jak? Aaaaa... na to nie odpowiedział, a ja zapytać nie miałem okazji bo potok słów z ust jego był nie do przebicia. W rezultacie odwalił za mie całą rozmowę kwalifikacyjną zamieniając w monolog "marudniczy". Pozwoliłem rzeczom dziać się samym i nie "wtrancałem się". 3 lipca okaże się kto wygrał. Albo co, ale zagłębiał się nie będę bo w Aficie mają stałe łącze, a google strasznie indeksuje. ;-)
W pracy interesująca rozmowa w kuchni o kupowaniu książek za komuny, a także o porządkowaniu bilbioteczki w domu. Ta czynność to dla mnie udręka, ale nie ze względu na żmudne czyszczenie książek z kurzu, tylko dlatego że gdy biorę kolejne książki do ręki to w nie zapadam, jak pan młody w oblubienicę, i zamiast czyścić chciałbym je przypomnieć sobie, jeżli wspominam je dobrze, albo przeczytać jeżeli nie czytałem. I tak, zajęcie to z jednej strony pobudza prawie erotycznie ale z drugiej strony męczy bo czasu nań brakuje. Zupełnie jakbym miał się kochać w odurzającym, tantrycznym transie w ciągu 3 minut.
Okazało się, przy okazji wspomnianej konwersacji, że każdy z nas, uczestników dyskusji, wraca do książek z młodości (wiem, wiem... termin względny). Przypomniałem sobie co wczoraj napisał do mnie Habit:
w ogole to nie wiem czy odnosisz takie wrazenie, a moze jest inaczej u Ciebie, ale wszystkie przyjaznie, jakie mi pozostaly, to sa w wiekszosci z wczesniejszych lat. teraz to sa znajomosci, krotkotrwale jakies, chwilowe.

Zupełnie jak z książkami. Do ilu niedawno przeczytanych wracałem ostatnio?


Nieadekwatność języka polskiego, a raczej rozwlekłość. Angielskie self, które w polskiej wersji, z niedosytem, mogę przedstawić jako ja albo swój, albo rozwłóczyć (przybywaj boski Ockhamie!) na mój własny. W self zawiera się zawarcie i zamknięcie, w polskiej wersji podkreślona jest osoba ale informacji o zbiorze brak.
Trudny wybór przede mną. Dostałem kaskę na imieniny i motam się jaką książkę kupić. Albo coś zaległego, z długiej listy w Przechowalni merlin.pl, albo Gödel, Escher, Bach: an Eternal Golden Braid Douglasa Hofstadtera, z tym że w drugim przypadku musiałby trochę dołożyć. Myślę Minia, myślę...