Weekendowy remanent
Posted on Mon 19 September 2005 in Pamietniczek • 1 min read
Wczoraj wtrząchnąłem trzy podsmażone skórki ze słoniny, po prostu guma do żucia z dziecęcych lat. Pycha! A teraz, właśnie przed sekundą, czytając artykuł o zdradzonej Szyszkowskiej, poczułem w ustach smak swkarka i straszną nań chęć. Boże! Co się dzieje?
Te skórki wciąłem u mamy. Byliśmy w Krzeszowie na Powidlakach. Impreza nie wypaliła bo spadł deszcz. Tyle co zdążyliśmy kupić powideł, smalcu i ciasta od Koła Gospodyń Wiejskich i trzeba było lecieć. Od ciotki Hanki dostałem flaszkę samogonu, genialny ma aromat, chcę nim osiągnąć prymat w pracy, gdzie panoszy się niejaki Roland B. ze swoim śmierdzącym trunkiem od teścia. A wieczorem jeszcze raz, za całą rodziną, wpadliśmy na Powidlaki, żeby posłuchać i obejrzeć jak gra Ziemia Kanaan, bo w nim gra ktoś z rodziny.
Tamto było w sobotę, a w niedzielę w miejsce Powidlaków były Dożynki ale znowu, dla mnie, nie wypaliły bo spodziewałem się garncarzy, a garncarze nie wypalili. Nagrałem za to chór gospodyń wzbudając zainteresowanie sprzętem wśród okolicznej gawiedzi, nie lubię tego.
Powróciliśmy do Warszawy szybko, cali i zdrowi. Minia ma do siebie pretensje o wyprzedzanie przy 125km/h, zupełnie bezpodstawnie, droga naprzeciw była czysta, było sucho, samochód sprawny. Pretensje to należy mieć do kierowców, w większości z województwa lubelskiego, którzy jeżdżą jak idioci, wyprzedzając na trzeciego wyprzedzające auta. Takiego debilizmu dawno nie widziałem.
Pozytyw: na 17-ce na wysokości Puław, przydrożny kibelek, czysto, schludnie, papier na miejscu, mydło i ręczniki i to za darmo. Mam nadzieję, że sponsorował to zdrowy rozsądek, a nie Unia. Tfu! Na psa urok!