Ucho Dołęgi-Mostowicza czyli niehigieniczne wąsy i brody

Posted on Mon 02 October 2006 in Pamietniczek • 4 min read

Jakiś tydzień temu w dzienniku wieczornym ujrzałem felieton, okraszony wypowiedziami specjalistów, o tym jak bardzo niebezpieczny jest zarost twarzowy. Otóż okazuje się, ze zwolennicy tego typu owłosienia narażeni są w dużo większym stopniu niż gębołysole, na atak bakterii i wirusów. A to dlatego, że w trakcie konsumpcji jedzenie dostaje się między włosy brody i wąsów, a pozostając tam gnije i przyciąga wszelkie małe żyjątka, które mogą nam zrobić kuku. Zacząłem się zastanawiać skąd i dlaczego w głównym wydaniu telewizyjnego dziennika pojawia się taka informacja. I chyba wpadłem na trop.

Zajarzyło mi pod czaszką, że oto zbliża się rocznica "Solidarności", a przecież jak się przeciętnemu Polakowi kojarzy "styropianowiec" jak nie z niedogolonym, niehigienicznym facetem zajadającym się, chyba że jest strajk głodowy, przesiąkniętymi jadem kiełbasianym, stołówkowo-barowymi produktami typu: salceson czyli cwaniak, pasztetowa czyli szpachla albo kaszanka czyli czarny kawior? Lewicowe media, podobnie jak geobbelsowska machina propagandy, próbują dyskredytować pokolenie "Solidarności" na każdym poziomie. Kiedyś Żyd, na niemieckich plakatach, był roznosicielem wszy, dziś "styropian" rozmnaża w wąsach a'la Wałęsa pasożytnicze kultury bakterii Colii. W jednym i drugim przypadku chodzi o to samo, o wywołanie wstrętu.

Jest też drugie wytłumaczenie, bardziej bym rzekł, kosmopolityczne bo nie zamknięte w naszym, małym cuchnącym bajorku. Kto we współczesnym świecie dobrze wygolonych maszynkami Gillette metroseksualnych mężczyzn wciąż kultywuje przeżytek jakim jest noszenie i brody i wąsów? Czyje owłosienie w ilości ponadprzeciętnej pokazuje telewizja za każdym razem gdy gdzieś wybuchnie bomba? Jak wyglądają policzki Talibów, Mudżahedinów, Czeczenów, Szyitów czy Sunnitów? No? No? Ha! Właśnie! Chyba nie muszę już nic dodawać.

Swoją drogą, owłosienie łonowe jeszcze rozumiem - ma podniecać przez zasłonięcie, nożne owłosienie już mniej ale nie szkodzi bo go z reguły nie widać, owłosienie klatki piersiowej ujdzie bo nikt nie każe go golić (na razie), a kobietom pasuje, włosy na plecach - ohyda ale z wiekiem nieuniknione, poza tym kobiety rzadko oglądają nas z tyłu, ale włosy na twarzy? Po co i na co? Atawizm po małpach? A jakże, ewidentnie. Tylko dlaczego wciąż trwa i... niezaprzeczalnie rośnie? Weźmy taką małpę - ma zarośniętego ryja od samego dziecka, nie goli się nigdy ale jej twarzowe owłosienie osiąga pewną gęstość i długość, po czym już dłuższe nie rośnie. Gdyby człowiek pozostawił, jak ta małpa, włosy na gębie, zarósłby tak, że nie widziałby na oczy i nie mógł chodzić potykając się o ciągnący za nim kołtun. Bo to cholerstwo wciąż rośnie, i wciąż od nowa, codziennie rano, musimy to świństwo karczować jak brazylijski rząd amazońską dżunglę. I rodzi się we mnie podejrzenie, że albo dodają nam coś do żarcia, zmowa Gillette i Wilkinsona, albo już dawno w laboratoria Garnierdepari wymyślono żel do ostatecznej likwidacji owłosienia tylko te pieprzone korporacje chronią swoje interesy. Albo jedno i drugie!


W "Gazecie Polskiej" Tomasz Zapert prowadzi dział poświęcony polskim pisarzom, tym z epoki międzywojennej ale i tym, ktorym po wojnie władza sowiecka zamknęła usta. W ostatnim numerze jest artykuł o Dołędze-Mostowiczu, któremu władza sowiecka usta zamknęła na zawsze dnia 18 września 1939 roku. Według zeznań naocznego świadka, sowieckiemu oficerowi spodobały się eleganckie oficerki pisarza, bez słowa więc wypalił mu w głowę, kładąc trupem na miejscu. Nauczka na przyszłość, żeby w niepewnych czasach nie obnosić się z cennymi rzeczami. Problem w tym co uznać za rzecz cenną lub raczej, skąd wiedzieć co nieznajomy uzna za taką rzecz? Dziś mogą to być białe słuchawki iPoda.
No, ale nie dlatego tutaj skrobię te słowa. Do artykułu dołączono zdjęcie Dołęgi-Mostowicza. Zdjęcie prawie paszportowe, z pół-profilu, z widocznym prawym uchem. Na pozór zwykłe zdjęcie ale coś w nim jest, coś czego nie ma we współczesnych portretach. A gdy przyjrzałem się mu dokładniej, okazało się że fotograf wyostrzył na ucho pisarza! Ucho jest jak żyleta, z doskonale widocznymi zakrętasami małżowiny, natomiast twarz - lekko rozmyta, a przez to gładziutka. No i masz babo... atmosferę przedwojnia.

Wyszperana w książce "Kabaretu Starszych Panów wespół w zespół" anegdotka ze stalinowskich czasów:

Wiesław Michnikowski: Pamiętam taką historię ze Sławkiem Glińskim. Nagrywaliśmy na Mysliwieckiej. To słuchowisko się chyba nazywało ''Pan Chopin opuszcza Warszawę''. A tu Sławek spóźnił się na nagranie. Starsi, uznani koledzy, czekają cierpliwie, czysty stalinizm w powietrzu, za byle co można wylecieć z roboty, a Sławka nie ma! Pół godziny z kawałkiem. Wieńczysław Gliński: Podpisywanie listy, normy pracy, w teatrze niemal współzawodnictwo socjalistyczne... a ja się spóźniam! Koniec żartów. To było niedopuszczalne ze względu na kolegów. Mogłem też ponieść tego konsekwencje. Niestety mnie poniosło i... poniosłem. Michnikowski: Wpadł i zaczął tłumaczyć. Miał sen. Śnił mu się Stalin i on nie mógł takiego snu przerwać. Dlatego spóźnił się. Wszyscy spąsowieli, usta zaciśnięte, oddychają jak ryby, ale nikt pary z ust... no i Sławek tak z pół roku, albo i dłużej, nic w radiu nie robił. Gliński: Pamiętam tylko te kaszlnięcia, parsknięcia i wcisnięte głowy w ramiona. Na długo pożegnałem radiowy teatr.

A kto uwierzył w Talibów i mediów walkę ze "styropianami" ten trąba! Tak samo jak trąba ten kto kupuje książkę z naklejką "Laureatka Nike" z przeświadczeniem, że naklejka gwarantuje dobrą literaturę. Masłowskiej dali bo wolność, to gdy wolno powiedzieć "chuj", ale ja już nie jestem smarkaczem.