Śmierć Prezydenta

Posted on Sun 11 April 2010 in Pamietniczek • 1 min read

image1 Zginął prezydent Lech Kaczyński. Gdzieś tak o 9 rano, 10-tego kwietnia zadzwoniła komórka Dominiki ale nie zdążyliśmy jej odebrać. Potem zadzwonił stacjonarny i w słuchawce usłyszałem podniecony głos teścia "Włączcie telewizor!". W pierwszej chwili pomyślałem, że napadli nas Rosjanie. Serio. Jakoś tak. W genach chyba to mam. Potem już wiedziałem, że rozbił się samolot z polską delegacją do Katynia. Po południu wybraliśmy się z chłopakami pod Pałac Prezydencki i zapalili lampkę. Ludu było mnóstwo ale nie to co dzisiaj.
Co czuję? Wzruszyłem się kilka razy ale i wnerwiłem. Co za głupota, żeby jednym samolotem leciało całe dowództwo wojsk?! Podejrzewamy też, że to prezydent zmusił pilota do lądowania w złych warunkach pogodowych, przypomina się akcja z przed kilku miesięcy kiedy doszło do sprzeczki między nim a załogą. Odeszła mnie ochota na pisanie, pewnie dlatego że jakoś to po mnie spływa. Nawet nie jestem ciekaw kto Go zastąpi. Już bardziej myślę o kampanii, oby te śmierci coś w nich zmieniły. Na lepsze.
Czuję, że siły do pisania wyssały ze mnie media. Intensywność z jaką biorą się do obrazowania tragedii jest ostatnio bardzo duża. Najpierw gołębiarze, potem pielgrzymka, potem znów górnicy i płonący dom komunalny. Zbyt wiele.