Siekiera obosieczna

Posted on Sat 20 August 2005 in Pamietniczek • 2 min read

Znowu dziś, ehem wczoraj już, usłyszałem pytanie czy głosując na Janusza Korwin-Mikke nie tracę głosu albo, gorzej, nie oddaję głosu na kandydata najmniej pożądanego? No nie. Oddaję głos na kogo chcę i kogo uważam za najlepszego z tych, którzy kandydują. Mam, do cholery, żądać wskrzeszenia Ghandiego czy co? Zasada jest prosta - jak mnie złapali Indiańce, przywiązali do słupa i pytają czy chcę mieć obcięte obie ręce czy fiuta to nie wybieram ani jednego ani drugiego, bo mi i tak będzie potem obojętne, bo ja nie chcę mieć nic obcięte. Gdy tak się tłumaczę to słyszę argument "Ale nie masz wyjścia! Musisz coś wybrać!". Otóż wcale nie. Wybieram Korwina, nie Cimocha czy Kaczora czy inne byle co. Jak nie przejdzie to szkoda, w drugiej turze będę miał problem. Skłaniam się do niegłosowania na Cimocha, w razie czego, ale coś mi świta, że WC może już zapomnieć o fotelu. A wtedy oddam głos nieważny, bo mojego kandydata na listach nie będzie.

Przeczytałem wywiad niedomytego Najsztuba, dżizas ten kolo jest coraz bardziej odrażający, a twarz jego zdradza ostre lizanie dupska, z JKM. I pokochałem głębiej Korwina za takie słowa:
Najsztub: Dlaczego nie chce Pan prowadzić gry z wyborcami?
- Jakiej gry?
Takiej, jaką prowadzą inni politycy - uwodzenia elektoratu. Pan robi odwrotnie, mówi na przykład: należy ograniczyć prawa wyborcze, ponieważ głupcy, a tych jest większość, nie powinni wybierać.
- Oczywiście.
W ten sposób to Pan nigdy nie wygra.
- A to dlaczego?
Bo musiałaby zagłosować na Pana większość, która najpierw musiałaby się przyznać do tego, że jest głupia.
- Przeciwnie! Jeszcze nie słyszałem nikogo, kto by się uskarżał na brak rozumu. Przecież nikt się za głupca nie uważa, w związku z tym może na mnie głosować, myśląc, że stanowi rozumną mniejszość. Dlaczego ja mam wyborców uwodzić? Powtarzam: moja prezydentura jest w ich interesie, nie w moim. Dla mnie bycie prezydentem czy posłem to jest ciężka praca, ja naprawdę wolę się umówić z dziewczyną w restauracji, niż przyjmować ambasadorów. Idę tam, bo może coś się da zrobić. Ja nie mam ochoty być prezydentem, to wyborcy muszą mieć ochotę, to jest ich problem, nie mój.