Pani sędzina ma wakacje, my płacimy

Posted on Tue 29 November 2005 in Pamietniczek • 2 min read

Pojechaliśmy z Minią do Sądu Rejonowego Wa-wa City. Minia została z Dziedzicem w samochodzie, ja wspiąłem się na 5 piętro. Dziwna wizyta. Już w wejściu, przy bramce, minąłem się z damą lekkich obyczajów, mocno przechodzoną. Serwując na prawo i lewo słowa obelżywe odpłynęła w niebyt.

W malutkim, zapchlonym pokoiku mieszkała niska, gruba urzędniczka. Z tyłu, gdy wyciągała się by zdjąć z wysokiej półki moje akta, wyglądała jak pulsujący stożek z galarety. Pachniała umytym, tłustym ciałem i nietrzepanym dywanem. Na moje pytanie czemu tak długo czekam już na rozpatrzenie zażalenia, wyrwało się jej, że sędzina była na długim urlopie. Fajnie, fajnie. Pani sędzina ma urlop i dlatego płacimy z Minią prawie 300 złotych miesięcznie ubezpieczenia za brak wpisu w księdze wieczystej. Wymsknęło mi się z westchnieniem, że może mój syn przynajmniej będzie żył w normalnej Polsce, na co stożek odpowiedział z uśmiechem, że przecież żyjemy w fajnej Polsce. No może. Może dla kogoś kto większość życia spędza w pokoiku wegetatywnym dla pieczarek to jest fajna Polska, ja wysiadam.

Wychodząc z Sądu, przechodziłem na schodach obok faceta w kajdankach prowadoznego przez dwoje strażników. Facet wyglądał normalnie, nie jakiś żul. Zwykły facet, nawet mi się trochę kojarzył z właścicielem jakiejś lepszej firmy, ciuchy miał niezłe. Ale nie to było ciekawe. Niezwykły był jego wzrok, którym spotkał się z moim. A w oczach jego był niesamowity żal za tym co widzi, za wolnością, nawet za tym sądem. Chciał być w mojej sytuacji, przechodnia, zwiedzającego. Brrrr! Zrobiło mi się dziwnie i zimno. Nigdy nie chcę znaleźć się na jego miejscu.