W drodze do pracy przypomniało mi się jak w szkole podstawowej pojechałem z klasą na zawody pływackie do Czechosłowacji, do PreÅ¡ova (teraz Słowacja). Ze Słowakami wygraliśmy całe zawody, startowałem w sztafecie kraulem i też wygrałem. Ale to nie ważne. Na drogę każdy zabrał z Polski krówki, mordoklejki, no te cukierki co jak są świeże to zlepiają gębę (słabiej niż toffi). Krówki podobno, tak mówili znawcy, świetnie schodzą w Czechosłowacji i jest niezła przebitka, bo można za grosze kupić tam lentilki - ichnie M'nM-sy. Krówek były dwa rodzaje: zwykłe i czekoladowe. Jeden z kolegów, let's say Marek, grubszy nawet ode mnie, wziął tych krówek dwa kilogramy. Na handel. Ale nie wytrzymał, a jechało się ze Stalowej Woli kilka godzin, i zeżarł praktycznie wszystkie. Prosiliśmy, żeby nas poczęstował, nasze skończyły się zaraz po odjeździe, ale nie chciał, gruby żarłok jeden! I jakieś 15 minut po wchłonięciu wora cukierków, Marek powstał z fotela i szybciutko poleciał na tył autobusu, gdzie zwrócił dwa kilogramy krówek na tzw. tylny pomost, zbryzgując artystycznie schody, poręcz i nogi siedzących kolegów. Zrobiła się chryja, nauczyciele i trenerzy wrzeszczeli, Marek płakał, myśmy rechotali, a kierowca, stojąc na poboczu, palił nerwowo papierosa. Nie pamiętam czy obżartuch musiał wyczyścić pojazd, ale upiekło mu się występowanie w zawodach. Rozchorował się na całego ale i tak, o ile dobrze pamiętam, żarł potem ten lentilki. I kupował najfajniejsze samoloty do sklejania. Zresztą, ja też miałem przerąbane. Zachowałem się jak ostatni matoł i symulowałem przed Słowakami, miałem mieszkać u rodziny jednego z zawodników przeciwnej drużyny, bóle serca czy coś. Skończyło się to tym, że zakwaterowano mnie w hotelu z trenerami. Był oczywiście kwas jak cholera. Szczegółów nie pamiętam dobrze ale nie mogło być tak znowu źle skoro potem z przyjemnością obkupywałem się w modele do sklejania bo Słowacy mieli ich zatrzęsienie, podczas gdy w Stalowej była posucha. Kupiłem sobie model czeskiego Aero A.200, był piękny.
A potem przez ten mój kwas z sercem, rodzina Słowaków do nas nie przyjechała, za to przyjechali do innych, między innymi mojego kolegi z klasy, Słabego. Słaby, perfidna szuja, pożyczył ode mnie kompletny zbiór książek o przygodach Tomka i komiksów z Bolkiem i Lolkiem, po czym podarował go w całości "swojemu" Słowakowi. Tłumaczył potem mętnie, że jak mógł odmówić? Dwa lata później spłacił ten dług wywoływanymi własnoręcznie, pomagałem mu w tym, odbitkami zdjęć pornograficznych. Były to kopie kopii na których w najbardziej interesujących nas miejscach u kobiet były czarne dziury, takie dosłowne czyli nic nie było widać ale wyobraźnie dorysowywała sobie resztę.
Był dziś w fabryce Jeff, Kanadyjczyk dla którego projektuję serwis WWW. Pod koniec spotkania zaczęła się gadka na temat wyższości języka angielskiego nad polskim w programowaniu. Jeff upierał się, że polski mógłby nadawać się, jako podstawa dowolnego języka programowania, równie dobrze co angielski, że to tylko kwestia przyzwyczajenia, wychowania, itp. Upierałem się, że nieprawda, że angielski jest dużo bardziej logiczny i dałem jako przykład nasze podwójne przeczenia. Na to Jeff, że tak mi się tylko wydaje, że z obecnego punktu widzenia, zaprogramowanego już niejako na "myślenie" kategoriami "angielskiej logiki", język polski wydaje mi się bezużyteczny lecz gdybym miał 15-letnie doświadczenie w tworzeniu języków programowania opartych na składni j. polskiego być może odkryłbym jego wyższość nad angielskim. Odwołałem się zatem do dwóch argumentów: pierwszym była uniwersalność i prostota, ciężko to oddać słowami, dużo machałem rękami i stękałem ;) ale szło mi o to, że skoro "Bóg używa 0 i 1" to angielski pasuje to jak ulał, podczas gdy polski czasem to "coś pomiędzy". Drugi argument to była ewolucja, a raczej przetrwanie - skoro po kilkunastu latach wciąż kodujemy w angielskim to o czym to świadczy. Wiem, wiem, argument typu "miliardy much nie mogą się mylić...". Sam zresztą podsumowałem tę myśl informacją o ponad miliardzie Chińczyków. ;-) Było chaotycznie bo się śpieszyliśmy, a obok trwało zebranie. I chaotyczny jest ten wpis.