Nie mam czasu na pisanie. Wszystko leży odłogiem co nie jest związane z życiem codziennym albo pracą. Leżą więc filmy i zdjęcia zaległe.
Czas, czas, czas...
Przesłuchałem audiobooka Mackiewicza "Sprawa pułkownika Miasojedowa" i doznania miałem przepotężne. Raz z przyczyny samego pisarstwa ptasznika z Wilna, a drugi raz z powodu głosu Mariusza Benoit i jego interpretacji. Majstersztyk! Miejscami narracja w jego wykonaniu była tak mięsista, że odlatywałem w autobusie pełnym zgniłych ludzi.
A'propos ludzi: rozmawialiśmy z Minią kogo to oczy nasze wynajdują w Tesco czy Biedronce. Tak, tak - to oni właśnie głosują w wyborach na moich przeciwników. Pijców krwi mojej.
A'propos głosowania: po wyborach samorządowych, nie byłem, w dupie to mam, podczas rozmowy w kuchni na Żwirkach pani Basia powiedziała "A ja głosowałam na Gronkiewicz-Waltz bo ją lubię", na co Kinga do wtóru dorzuciła "Ja też, ja też". To podwójnie upewniło mnie, że 1. głosowała na HGW, 2. bo ją lubi.
A'propos Bufetowej: pizda zadłużyła miasto na parę milardów złotych, a tłuszcza z Tesco jeszcze jej przyklaskuje.
Nie mam czasu się frustrować.
Z rzeczy milszych to odbiliśmy się od dna. Wywalczyłem podwyżkę, jest mi w firmie dobrze, pracy mam w bród na teraz i na przyszłe chwile. Mam wrażenie, że tu szanuje się tylko tych ludzi, którzy dużo zarabiają bo znaczy, że dali radę sobie te pieniądze wywalczyć, a walka jest trudna i długotrwała. Oby przerwa między kolejnymi falami kryzysu była wystarczająco długa byśmy się z Minią odbili trwale.
Minia znalazła pracę, w której ryje jak dziki wąż, na szczęście nie po godzinach. Wygląda na to, że po pierwszej fali załamania (zbiegły się: stres pracy na nowo po 3-letniej przerwie, stres pracy w startupie, stres pracy w chaotycznym środowisku zarządzanym ad-hoc przez Hiszpanów i jedną nawiedzoną pół-Polkę-pół-Amerykankę, stres oddalenia od dzieci, stres przenosin chłopaków do nowego pokoju, stres remontu, stres po wykręcie jaki nam wycięła 1-sza niania - więc wygląda jakby fala się uspakajała, jakby wierzchołek się spłaszczał. Liczę na to.
A'propos niani: wybraliśmy spośród 4-ech pań jedną - Sylwię - studentkę ratownictwa medycznego. Przez tydzień wspólnie z Minią przygotowywała się do bycia pełnoetatową nianią Antosia. Po 3 dniach samodzielnej pracy, tuż po przerwie Wszystkich Świętych, zniknęła. Nie przybyła. Nie wróciła z wyjazdu na Śląsk, do rodziny. Po naszych telefonach - bez echa - odezwała się jej siostra: Sylwia miała wypadek samochodowy i ze złamaną miednicą leży w szpitalu w stanie ciężkim. Bez wdawania się w szczegóły: po paru dniach dywagacji i inwigilacji doszliśmy do wniosku, że baba kłamie. Że normalnie zwiała. Pytanie DLACZEGO? nie daje nam spokoju.
Teraz jest Beata, 19-latka ze wsi pod Wa-wą. Fajna, nie zepsuta, normalna, może trochę zbyt smutna. Antoś ją lubi, ona lubi tu być (chyba), mamy nadzieję, że się utrzyma.
Pisać mi się odechciewa, a to co się cały czas w tle tego pisania działo - test partycji z Windows 7 - nie skończyło się. To już druga instalka Win7 na Macbooku, z którą są problemy. Pierwsza zmarła nieoczekiwanie. Pewnego dnia system był uszkodzony nieodwracalnie i szlus! trzeba było nowy postawić. Ten wytrzymał niewiele dłużej. Piszę w czasie przeszłym bo objawy są podobne. Fatum? Ni, nie kochani. Taki ficzer.
83% procent, żesz kurka pieczona z obu stron!
Idę siku.