Merdialne opłuczyny
Posted on Thu 24 January 2008 in Uncategorized • 2 min read
Gdzieś tak w roq 1998, może 9-tym, zostałem zaproszony przez pewną panią redaktor na audycję o internecie do radia Bis. W trakcie rozmowy zostałem zapytany o to jakie gazety czytam, więc zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że żadnych. Padło pytanie o telewizję i prawie zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że zero - prawie, bo na stancji mogłem korzystać z czarno-białego, chyba 11-calowego, sowieckiego gówienka, które odbierało jeśli trzymało się w odpowiednim ustawieniu ułamaną antenę. Trzymałem ją nogą ale... jak długo można? uzyskując w efekcie ruchome plamy z dźwiękiem? Był to taki gorszy XMMS z włączoną kiepską wizualizacją. :)
Pytany o radio już nie wytrzymałem i roześmiałem się, bo sytuacja była dziwna - nie słucham żadnego radia i zeznaję o tym w... radio!?
Dyskusja się z deka rozwinęła i wyszło na jaw, że średnio qmam kto jest premierem ani co się ostatnio ciekawego wydarzyło.
Dziś w południe zrozumiałem, że prawie powróciłem do tamtego stanu umysłu - jestem prawie kompletnie odcięty od rzeczywistości merdialnej. Uświadomił mi to pan Staszek pytaniem czy słyszałem o katastrofie samolotu. No, nie słyszałem i gówno mnie to obchodzi. No, może teraz ciut mniej gówno ale tylko ciut.
Widziałem fragment dziennika, z ciekawości bo nie wiedziałem, że są maszyny o wdzięcznej nazwie KASA. W TV oczywiście żałoba czyli narodowe uniewrażliwianie. Wyżerka medialna i mnóstwo debilnych gadaczy. Pojawił się nawet spasiony major lotniczy znany z WTC oraz, któż by inny, sam miszcz Dziewulski (Jeeeeeerzy! Czerwony Dinooozaur! - chciałoby się zaśpiewać jak w kreskówce).
Od jednego z lotniczych ekspertów dowiedziałem się, że lądowanie jest końcową fazą lotu, która jest trudniejsza od samego lotu. Fajnie.
Nie patrzę, mam gdzieś, zbyt mi się to skojarza:
opłakiwanie = popłakiwanie = popłuczyny