Etos czyli lekcja pokory
Posted on Wed 17 August 2005 in Pamietniczek • 2 min read
Ponad pół tony parkietu wniósł na 3 piętro domu taki mały, starszy gość. Nosił po dwa opakowania, a ja puchłem i pociłem się niosą pojedynczą paczkę raz na kilka minut. Pewnie sobie w duchu myślał, że teraz to takie słabowite te chłopaki, a jeszcze przy tym palił i wyglądał na trunkowego. A ja? Spaślak oderwany od klawiatury, niby wielki ale wszystko to wata zamiast mięśni. Tak samo myślałem i myślę czasem o młodszych od siebie, że niezdary i słabeusze. A bierze się to stąd, że kiedyś zdarzało mi się ciężko fizycznie popracować. Najpierw przez 2 miesiące wakacji, w palącym słońcu układałem świeże pustaki do schnięcia. Wyliczałem, że dziennie przewalałem parę ton, bo jeden pustak ważył blisko 20kg, a przenosiłem ich ponad stówkę dziennie. Na dłoniach powstały mi zrogowacenia, które zeszły dopiero po kilku miesiącach. Pracowałem też w cegielni, zamiast chodzić do szkoły, też przy suszeniu. Ale atmosfera była tam [STRIKEOUT:chujowa] i nie wytrzymałem długo. Byłem jeden dzień grabarzem, a potem przyjęto mnie do pracy w hucie na fizola, chociaż chciałem na umysłowego, do komputerów ale układ był taki, że za bramę wpuszczali tylko fizoli, więc musiałem kilkanaście miesięcy odbębnić [STRIKEOUT:zapierdalając] po walcowni w kasku, ochraniaczach na uszy i okularach ochronnych. Nosiłem jakieś druty i inne badziewia, a jak się majster dowiedział, że jestem "intelygent" po szkole to obsługiwałem, najpierw mechaniczną piłę, a potem potężny kombajn do cięcia i gięcia drutów. Bo tam guziki były i tylko ja byłem w stanie naciskać je w odpowiedniej kolejności. Itp. Itd. W każdym razie byłem silny jak tur i byle młodziak był dla mnie szmondakiem. Do dzisiaj.
Ten kolo miał z dziesięć lat więcej, a machnął ten parkiet jakby to był styropian. I potem fajeczkę. Cholernie glupio się czułem. A przecież na siłowni i tak nie zrobię się lepszy od niego. Bo to inny rodzaj siły.