Antysemicki sen

Posted on Thu 25 May 2006 in Pamietniczek • 3 min read

Dwie filmowe akcje:

Dwa dni temu byłem na spacerze z Dziedzicem. Mijaliśmy bramę kamienicy, otwartą na oścież, a tam film kręcą wewnątrz podwórka-studni. Przygotowują ujęcie w którym strażak zjeżdża na linie z pierwszego piętra z laską w objęciach. Stanąłem z Dziedzicem w wózku naprzeciw i lampimy się obaj, ciekawi co będzie dalej.
"Pan leżyser", co chwila żądał to świateł, to kogoś do pomocy, w końcu po kilku minutach wszystko było ustawione. Pojawiła się pani z klapsem, ale mówiła tak niewyraźnie, że nie zrozumiałem tytułu. Potem słychać było krzyk "Akcja" i kamery ruszyły. Patrzyliśmy wszyscy, i Dziedzic, i ja, i ekipa dwudziestu osób, w górę, na strażaka, z którego zwisała niewieścia ofiara, a na planie słychać było tylko szum kamery.
Ciiiiiiszaaaaaaa....
I nagle w tej pełnej napięcia ciszy rozległo się przeraźliwie głośne, bo podbitem echem podwórka: Błabła-egłepe-błabłabła-bła!
Cała ekipa jak jeden mąż spojrzała w naszym kierunku.
To Dziedzic wyraził swoją dezaprobatę dla nagłego bezruchu filmujących. Lekko zdębiałem ale nie uciszyłem koleżki, nie wykonałem żadnego ruchu. Ktoś z ekipy machnął na mnie ręką, żeby zabrał dziecko i siebie i poszedł precz, ale nadal się nie ruszałem - po polsku: nie będzie mnie tu jakiś gnojek przeganiał z nieswojej ulicy.
Doczekaliśmy z Dziedzicem do końca nagrania i poszliśmy w swoją stronę, ja - rozczarowany szitowym wyglądem sztuki filmowej, Dziedzic - zadowolony, że zostawił ślad na taśmie filmowej.
Wczoraj. Minia wyszła z Dziedzicem na spacer. Nie, niczego nie filmowano. A szkoda. Po spacerze podjechała do samochodu, żeby zostawić w nim wózek. Cała operacja wygląda tak, że wyjmuje się Dziedzica z wózka, wkłada na fotelik w samochodzie i przypina pasami. Następnie otwiera się bagażnik, składa i wkłada do niego wózek, zamyka bagażnik, wyjmuje Dziedzica z fotelika i samochodu, zamyka auto i idzie do domu.
Sytuacja może się skomplikować jeśli otworzy się drzwi tylko od strony pasażera, bo alarm automatycznie zamyka samochód po pewnym czasie. Ma jakiś układ stwierdzający, że nie zostały otwarte drzwi od kierowcy.
Sytuacja skomplikować może się jeszcze bardziej, gdy zostawi się już dziecko w samochodzie, a obok niego torebkę z kluczami do tegoż samochodu oraz klucze do mieszkania.
Sytuacja może stać się beznadziejna, jeśli w torebce znajduje się też komórka.
Nie ma tego złego, co by nie mogło być jeszcze gorsze. Mąż żony, której dziecko siedzi zatrzaśnięte w samochodzie, nie wziął ze sobą kluczy od domu. W domu leżą zapasowe kluczyki do samochodu, tylko co z tego?
Minia nie wpadła w panikę. Tuż obok zaparkował koleś, w garniturze, przygotowany na spotkanie, jak sam potem wyjaśnił, i choć nie miała zbyt wielkiej nadziei na udaną akcję, Minia czepiła się faceta jak ostatniej deski ratunku. Ciężko się nie zdziwić, bo okazało się, że garniturowy facet w 15 minut zdołał otworzyć zamknięte auto! Zrobił to za pomocą wyjętego skądś drutu. Wydarł uszczelkę z okna od kierowcy, i nie zważając na wyjący alarm, po kilku minutach grzebania, odemknął zamek.
O wszystkim dowiedziałem się wieczorem, na luzaka, ale nogi i tak ugięły się pode mną.
A koleś w garniaku na koniec całej akcji, gdy Minia dziękowała mu pełna wdzięczności, rozglądał się z uśmiechem po ulicy będąc pewnym, że zza węgła wybiegnie zaraz ekipa Ukrytej Kamery. Tak powiedział.
Tak było.