Żenująca wizyta
Posted on Tue 01 February 2005 in Pamietniczek • 2 min read
Wczoraj w Teatrze TV "Wizyta starszej pani" Dürrenmatta. Grał Stuhr i Janda. Boże Wszechmogący! Co za popis chały!
Stuhr się do ról dramatycznych jednak nie nadaje, ktoś powie że przecież dał popis w "Wielkim zwierzęciu" czy jakoś tak, ale tam grał upartego i nieco śmiesznego prostaka. A widział go ktoś jak grał księdza w SUPERGNIOCIE o ks. Maksymilianie Kolbem? Nie? Polecam gorąco obejrzeć to w kinie. Ludziska zęby szczerzą ilekroć Stuhr pojawia się na ekranie. A film to nie komedia, no chyba że zamiary Zanussiego nie są dla mnie jasne.
Stuhr więc ról nie śmiesznych grać nie potrafi, Janda zresztą podobnie ale z wektorem zwróconym w drugą stronę - ona na wesoło nie umie. Więc choć w jej stylu rola starszej pani, to tu była słaba i drętwa. Uznała, tak podejrzewam, że starsza pani z kawałkiem drewnianej nogi, zjechana życiem, była dziwka, odrzucona przez najbliższych, tak zgrubiałą od ciosów skórę już posiada, że spod tej skóry nic dramatycznego i wzruszającego wydobyć się nie ma prawa. No i nie wydobywa. Zamiast Jandy mógłby na wózku jeździć drewniany manekin z magnetofonem na podołku.
Czepiam się tylko tych dwojga bo to nazwiska znane, pozostała obsada była nie mniej żenująca, in plus wyróżniał się tylko pan Nauczyciel ale aktora nie znam.
Żenady to jednak nie koniec. Oto teatr zrobiony z wykorzystaniem techniki telewizyjnej, nie musi zamykać się w czterech ścianach sceny więc kamera pokazuje plany ogólne i szczegółowe małego, szwajcarskiego miasteczka. Ale diabeł tkwi w szczegółach więc:
- oto mamy na ladzie sklepu pana Illa kasę fiskalną Optimusa, w jednej ze scen widać to wyraźnie, w następnych logo firmy już zasłania jakaś błaha karteczka,
- na stację wjeżdża zielono-czerwony dobrze znany w kraju elektrowóz,
- na półkach sklepowych jak byk żołądkowa gorzka, a za plecami sklepowej soki Kubuś...
Straszne ale się z kiepskim aktorstwem widocznie lepiej komponuje. ;-)
I jeszcze jedna mnie myśl dopadła: "Wizytę starszej pani" wielokrotnie "zaliczałem" właśnie w TV za czasów komuny. Nic dziwnego, w końcu ani pani miliarderka, przedstawicielka zgniłego kapitalizmu, nie jest wzorem cnót, ani pan Ill, sklepikarz, nie jest aniołkiem, a w dodatku reszta miasteczka, uwaga! katolicy!, to żądni kasy mordercy. Jest po linii? Jest. Więc czułem jakbym w czasy dziecęce się wrócił.
Katolik ze mnie akurat żaden, choć coraz mocniej związany z dekalogiem, ale to na złość i przekór ogólnym trendom. Bo skoro świat chce być modny i zrzucać jakieś okowy to ja właśnie odwrotnie, chętnie się w nie sam pozapinam bo to dobrze na psychikę mi robi. No, więc katolikiem raczej nie jestem, a ubodło mnie właśnie to u wczorajszego Dürrenmatta, że społeczność miasteczka takiej właśnie wiary jest. Nijak się to ma do treści sztuki, bo mogliby i taoistami być i niczego by to nie zmieniło, poza wybiciem jak stemplem w mózgu oglądających, że z taoistami coś musi być nie tak.
Skrzywienie to pewnie autora, wychowanego w protestanckim domu i już.
Koniec.