Tartuffe
Posted on Mon 30 October 2006 in Pamietniczek • 4 min read
W "Rzeczpospolitej" dziś świetny tryptyk pt. "Media a władza". O upolitycznieniu mediów piszą: Jacek Żakowski, Agnieszka Romaszewska i Jacek Łęski. Dwoje ostatnich prezentuje stronę przeciwną niż Żakowski, tak, robię podział, ale nie tylko ze względu na politykę ale i na styl pisania. Teksty Romaszewskiej i Łęskiego pełne są konkretów, mięsa, przykładów wraz z cytatami, jak to w III Rzeczpospolitej część braci dziennikarskiej sprzedawała przyzwoitość i rzetelność za przywileje i stołki. Romaszewska:
Gdy jesienią 1992 roku, [...] pokazaliśmy w "Wiadomościach" zdjęcie z kursu SB, na którym - wedle Jarosława Kaczyńskiego - znajdować się miał Wachowski, rozpętało się piekło. W redakcji pojawił się szef UOP Gromosław Czempiński w towarzystwie rzeczniczki Urzędu. Przywieźli ze sobą komendanta policji z Lublina Arnolda Superczyńskiego, który twierdził, że to on jest na fotografii. Gdyby dziś Zbigniew Wasserman grasował po redakcji "Wiadomości" z rzecznikiem ABW, żądając z kimś przeprowadzenia wywiadu, media rozdarłyby go na strzępy. Wtedy nie zauważyła tego żadna duża gazeta.
Takich kwiatków jest w tekście Romaszewskiej dużo więcej. Podobnie wygląda tekst Jacka Łęskiego, cytat:
Tomasz Lis udzielił wywiadu miesięcznikowi "Sukces". Deklaruje w nim, że gdyby miał 20 lat, wyjechałby z Polski na stałe, bo za granicą lepiej się zarabia. Ubolewa też nad gorzkim losem ojczyzny i stanem polskiego dziennikarstwa. "Dziś ludzie, którzy są klakierami władzy, przypisują stronniczość tym, którzy mówią prawdę. A przecież mówienie prawdy jest powinnością dziennikarza. To nieprawdopodobne, ale z wielką siłą odradza się dziś dziennikarstwo klakierskie.""Dziś"? "Odradza się"? Mówi to w 2006 roku Tomasz Lis, który wielokrotnie publicznie demonstrował, jak z gracją uprawiać dziennikarstwo dworskie (jak na przykład lizusowski reportaż o drodze życiowej Leszka Millera), przyjazne politykom, jednocześnie kreując się na niezależnego publicystę.Drukuje to magazyn należący do Zbigniewa Jakubasa, tego samego, który w 1996 roku przejął "Życie Warszawy", a na miejsce Piotra Zaremby, Tomasza Wołka i Igora Janke, zainstalował w redakcji ekipę pod wodzą byłego partyjnego weryfikatora dziennikarzy z czasów stanu wojennego Artura Howzana.Trudno o lepszy przykład hipokryzji.
To tylko ułamek artykułu Łęskiego.
Co zaś znalazłem u Żakowskiego? Z konkretów tylko to:
Każda władza zawłaszczała i korumpowała media. Ale jednak żadna nie robiła tego z taką otwartością. (co PiS - przypisek mój) Za SLD szefem TVP nie został ani Piotr Gadzinowski, ale Robert Kwiatkowski, który był wprawdzie zaprzyjaźniony z partyjnymi bossami, ale nie był członkiem publicystycznej szpicy SLD.
Nie przypominam sobie by Żakowski wcześniej jakoś specjalnie reagował na "zawłaszczanie mediów" przez poprzednią władzę, ale ja mam kiepską pamięć, natomiast kołata mi we łbie, że "brunatny" Robert był na tyle "zaprzyjaźniony z bossami", by prowadzić kampanię prezydencką Kwaśniewskiego. W latach 80-tych był członkiem PZPR i Socjalistycznego Związku Studentów Polskich - piękna biografia. Kutz powiedział o nim: "To jest po prostu młody komisarz partyjny". O jego kadencji na stanowisku prezesa TVP tak pisała w "Rzeczpospolitej" Luiza Zalewska:
Z punktu widzenia lewicy jest bowiem wyjątkowo skuteczny. Wprowadził do TVP standardy, jakie twórcom ustawy o publicznych mediach III RP nawet się nie śniły, bo publiczna telewizja miała być niezależna, obiektywna i uczciwa.
Więcej o Kwiatkowskim w artykule z Rzepy.
Jednak nie to kłamstwo redaktora Żakowskiego zmartwiło mnie najbardziej, dużo gorszym świństwem wyrządzanym inteligentnym czytelnikom jest ten cytat:
Taka silna i trwała, a przy tym jawna i grupowa polityczna afiliacja dużego środowiska dziennikarskiego do jednego projektu politycznego jest w Polsce zjawiskiem nowym.
W powyższym tylko słowo jawna jest prawdziwe, reszta to bezczelne łgarstwo, którego nawet nie chce mi się zbyt długo komentować bo po co? Wystarczy casus Kwaśniewskiego w Charkowie. Reszta tekstu redaktora Żakowskiego to pseudofajny bełkot, ogólniki albo kolejne "myśli złote", jak ta:
[...] taśmy Gudzowatego puszczane w TVP czy sensacje na temat Milana Suboticia są skrajnym przykładem udającej debatę publiczną walki politycznej, która dziś dominuje w dużej części mediów.
A taśmy Beger, a fakt że "sensacje" o Suboticu okazały się prawdą? Jaki piękny przykład pamięci wybiórczej.
Najbliższa prawdy wydaje mi się konkluzja Łęskiego:
To nie politycy podzielili dziś media. To wreszcie ci, którzy przez lata byli spychani do dziennikarskiego getta, odzyskali prawa obywatelskiei różnice poglądów ukazały się z całą ostrością. "Towarzystwu" to się nie podoba i podobać nie może.
Zadzwoniła do mnie niedawno mama, która od paru miesięcy jest na żywieniu optymalnym, świetnie się czuje, nie potrzebuje już tak dużo leków przeciw cukrzycy, ale którą wystraszyło badanie poziomu cholesterolu. Okazało się, że jest wysoki, przekroczył normę. Mama prosiła mnie o radę ale jedynym, co mogłem jej odpowiedzieć, był następujący cytat:
Najważniejsze dla chorego jest, aby mógł wyleczyć się z chorób, na które choruje, aby go nic nie bolało, by mógł cieszyć się życiem. Gatunek ludzki, z powodu niewłaściwego odżywiania, jest gatunkiem zdegenerowanym i chorym. Normy w poziomie cholesterolu, lipidów, trójglicerydów i innych związków zwykle badanych, są normami właściwymi dla przedstawicieli zdegenerowanego i chorego gatunku. Nie są normami dla jednostki, która odżywia się w sposób najlepszy dla człowieka.
Przekonuje to mnie i przekonało mamę. I tak sobie myślę, czy w przypadku mediów nie mamy właśnie do czynienia z czymś podobnym? Media za III RP były zdegenerowane i chore, ich powrót do zdrowia może wydawać się czymś nienormalnym, a żerującym na poprzednim układzie lekarzom... tfu! ^w dziennikarzom, odbierze sute gratyfikacje więc podobać się nie może. Po prostu normalniejemy.
Obejrzeliśmy dziś wraz z Mikim kilka audycji komitetów wyborczych. Z reakcji syna wynoszę, że gdyby miał prawo, głosowałby na "Samoobronę". Przy jej klipie podskakiwał radośnie, śmiał się i klaskał. No, chyba że myślał, że to kabaret. ;-)