Szacunek dla nośników

Posted on Fri 06 October 2006 in Pamietniczek • 3 min read

W szafce, gdzie trzymam szpargały (w większości komputerowe), mam kilkadziesiąt płyt kompaktowych z softem i nie tylko. Porozrzucane są niedbale, bez opakowań, porysowane, brudne. Nie mam dla nich szacunku. Inna rzecz, że ogólnie brak mi szacunku dla rzeczy, między innymi dlatego nie mam oporów przed rozkręcaniem nawet całkiem nowych urządzeń. Już w przedszkolu rodzice, i opiekunki, mieli ze mną kłopoty bo np. rozkręciłem, pamiętam to dobrze, zdalnie sterowany samochód na baterie, który przedszkole zakupiło dla dzieci. Już nie zadziałał.
Szacunku dla płyt, przynajmniej w dzisiejszej skali, nie mam od roku, może dwóch. Zależy to, częściowo, od dostępności nośnika. Dopóki płyty były drogie to je szanowałem, nawet te kupione razem z czasopismem dla windziarzy. Pakowałem w pudełka, naklejałem naklejki lub opisywałem, chowałem w kieszenie specjalnego pojemniczka. Zanim nastały CeDeki, w erze dyskietek, również dbałem o nośniki, ale w przypadku floppów to raczej ich delikatność wymuszała szacunek. Wiadomo było, że lekkie zakurzenie może zakończyć się katastrofą. Choć przyznam, że do dziś nie umiem sobie wytłumaczyć faktu, że obecnie czas życia floppa skrócił się niesamowicie i zabija go nawet chwilowe wystawienie "na powietrze". W latach 90-tych popylałem po całym Lublinie z reklamówką czterdziestu luzem wrzuconych dyskietek z OS/2 Warp i zainstalowałem z nich ten system z kilkadziesiąt razy zanim padła chociaż jedna.
Teraz, gdy CD kosztują kilkadziesiąt groszy za sztukę i można je kupić nawet w mięsnym (tak! tak! są sklepy mięsne gdzie można kupić muzykę na CD, np. akordeonową!) zupełnie nie przejmuję się ich stanem. Ale powodem tej nonszalancji jest nie tylko dostępność nośnika. Wpływ na moją postawę mają Internet i Linux.
W czasach pre-Internetowych oprogramowanie było bardzo cenne, bo dostępne przez trzy "kanały dystrybucyjne": sklep, kolegów i pirata. Każda zakupiona lub skopiowana od kumpla dyskietka była na wagę złota z wiadomych powodów - szkoda forsy albo głupio prosić dwa razy. Teraz potrzebny soft ściagam rurą z Internetu, a płacić z reguły nie muszę, bo są darmowe odpowiedniki. Więc skąd mam brać szacunek, skoro płytka jest rzeczą powtarzalną? Pyrgam więc te gównienka jak leci do szafki, a jak któraś się bezpowrotnie zarysuje to wrzucam do kubła na śmieci i wypalam nową.
Z kartami SD czy innymi będzie jeszcze gorzej.

Nic ciekawego nie zaobserwowałem. Tylko sen okropny miałem dziś nad ranem. Idę z Minią pod rękę od strony Nowego Kościoła w stronę Czarnieckiego, i widzę na ulicy ustawiony w poprzek, czarny, pochlapany krwią samochód. W samochodzie siedzi na wpół oniemiały, na wpół załamany człowiek o strasznej, brutalnej twarzy. Zauważa nas ale nie reaguje. Mijamy go, a widok który okazuje się naszym oczom powoduje że odwracam głowę. Mimo tego, jak to we śnie, jakimś cudem jednak jednocześnie patrzę. Masakra! Samochód potrącił jakąś kobietę, dosłownie rozerwał ją na strzępy. Na masce wozu widać duży kawałek zdartej z głowy skóry, wokół rozrzucone wnętrzności. Skręcam w bok, ciągnąc za sobą Minię. Przechodzimy między krzewami, z boku bloku, byle dalej od tej okropności. I tu się budzę.
A wszystko to przez przypadkiem obejrzany na Youtube filmik jak facet łamie nogę. Kurwa, co za debile wrzucają takie gówna i po co?