Słowik w gównie umazany

Posted on Sun 04 September 2005 in Pamietniczek • 1 min read

Skończył się Sopot. Jak zwykle, ani mnie ten spęd obcych mi ideowo ludzi grzeje, ani ziębi. Dokładnie tak samo jak festiwal frędzlowatych w Mrągowie i okularników w Żarach. Lubię trochę pooglądać w celach poznawczych oraz do mojego prywatnego układu odniesienia. Z tym układem mam tak, że potem wiem, że jednak słucham dobrej muzyki, a ta zła skupia się między innymi w Sopocie. A potem o tym zapominam. O Sopocie.

W tym roku poraził mnie genialny makijaż prowadzącej Magdy Mołek, dziewczyna spoko, radzi sobie doskonale, ale jakaś [STRIKEOUT:kutasina], taki jej make-up położyła, a w dodatku inna [STRIKEOUT:kutasina] tak pięknie oświetliła, że Mołek wyglądała jak niewidoma córka wodza Apaczów po lodziarskiej kuracji samoopalaczem i solarium. Tragedia.

Nagrodę zabrał niejaki Piasek, knypek z dyndającymi z krzesła nóżkami, za utwór, z którego nawet mgła po zakończeniu nie została. Potwierdza się zasada Mikołaja Kopernika, że "gówno sprzedaje się najlepiej". Nagrodę publiczności wzięła zaś Doda, a ja tego nie skomentuję bezpośrednio.

Bo pośrednio powiem, że niunia nazwiskiem pornogwiazdy, Ewelina Flinta, to był najlepszy głos na tej "atrocity exhibition". I kurde, dupa. Nic nie dostała. Ale czemu pam się dziwi, panie Kaczor, no czemu?

Na odtrutkę jutro poszukam łindołsianej wersji eletropainta Davida A. Tristrama. No, bo przecież nie będę reinstalował Irixa dla tego jednego, choć genialnego, programu.