Odnogi rodzinne
Posted on Sun 29 May 2005 in Pamietniczek • 2 min read
Jest rok 1943. Ukrywający się w lesie Żyd prosi pewnego mężczyznę o kromkę chleba. Dostaje ją.
Las leży w Wołominie. Mężczyzną jest dziadek mojej żony. Za ten zwykły gest grozi kula w łeb.
Dziadek nie robi z tego żadnej bohaterszczyzny, ot zwykły gest: "jak nie dać kromki chleba jak prosi ktoś głodny?"
Jest rok 1939. Centrum Wołomina. Piątek. Środkiem ulicy idą rzędami Żydzi. Po czterech, trzymając się nawzajem skrzyżowanymi rękami. W ten sposób zajmują całą ulicę. Polakom trudno ominąć taki ludzki żywopłot. Żydzi robią to specjalnie.
Ani dziadek ani babcia nie twierdzą, że zwalczania Żydów przed wojną nie było. Nikt Żydów nie lubił, ale było za co. Nie za kształt nosa, nie za pejsy, ani nie za "zabicie Jezusa". Ot, zwykła zazdrośc albo walka z konkurencją. Nie zawsze czysta. Ale w całym Wołominie były tylko dwa sklepy nieżydowskie. Ledwo przędły bo ceny u Żydów były niższe. Powód? Podobno hurtownie również były w rękach żydowskich, więc i ceny w nich starozakonni mieli "po znajomości".
Zdarzało się, że jakieś wyrostki przewracały żydowski stragan. Zdarzało nie raz.
A ja staram się patrzeć na ten sprawy z pozycji takiego przedwojennego Polaka, co wreszcie odzyskał ojczyznę, w której czuje się wreszcie w domu. Gospodarzem. I który pod strzechę przyjmuje gości i zapewnia im wikt i opierunek. A goście w zamian za okazaną gościnę, zajmują pokój i na wszelkie sposoby pokazują, że są inni. Nawet nie lepsi. Po prostu swoi. Ich prawo. Pewnie. Ale mam nieodparte wrażenie, że Żydzi tym sposobem sami uwikłali się w Zagładę i sami stworzyli antysemityzm. I tym, co im się do dziś perfekcyjnie udaje, to budowanie murów. Między nimi, a gojami.
Mikołaj odkrył mięśnie uśmiechowe. Czterogodzinny spacer jest OK, tylko potem w nocy jest hm... słabo. :)
Francuzi obrzygali konstytucyjną papkę Żiskardestę. Nawet nie wiem co to oznacza. Jakoś mniej już mnie to obchodzi. Byle wody w Polsce nie brakowało przez następne 120 lat. Cholerne upały!