O cholera ale zbieżność!

Posted on Wed 28 August 2013 in Pamietniczek • 2 min read

W notatkach Coryllusa znalazłem wspomnienie o Henryku Krzeczkowskim. Był to mentor młodzieży prawicowej w latach PRL. Ale ale... w wieku lat 20-tu, wywieziony w głąb ZSRR, wraca z armią Berlinga w glorii oficera wywiadu. Potem aranżuje (lub jemu aranżują) epizod w wyniku, którego wyrzucają go z wojska. Rzekomo nie godził się na sowietyzację Polski.
Następnie zostaje tłumaczem gdyż języków obcy zna kilka. W jego mieszkaniu na Czackiego, tak to w okolicy Łazienek gdzie mieszkają wojskowi pierwszego sortu, spotykają się na "tajnych" kompletach, uwaga: "Tomasz Wołek, Kazimierz Michał Ujazdowski, Aleksander Hall, Wiesław Walendziak, Jacek Bartyzel i ponoć także Marek Jurek".
Krzeczkowski był pederastą, także i wtedy, i to tak zajadłym, że jak wspomina jego przyjaciel Kisielewski (o żesz w mordę!) w obecności Henryka należało spać na plecach. Zwyczajami okołodupnymi gorszył nawet samego Iwaszkiewicza.
Takie są Rzeczpospolite jakie ich synów chowanie. O żesz w morde!
Ale ale... przejdźmy do współczesności bo oto znajduję Krzeczkowskiego tuż obok siebie.
Mam w pracy znajomego Eskimosa, Jerzego B., faceta 50-letniego, postawnego, aktywnie uprawiającego sport. Jerzy posiada niesamowitą zdolność zjednywania sobie ludzi, nie jestem w stanie stwierdzić jak wielka jest wydajność tej cechy, czyli na jak długo takie zjednanie działa, ale pierwszy kontakt jest zaskakujący i głęboki. Zresztą sam o sobie Jurek opowiada, że nauczył się w domu akceptacji właściwie każdego człowieka i jego poglądów. To nie do końca prawda. Jurek wprawdzie potrafi słuchać i sprawiać wrażenie, że w zasadniczych sprawach zgadza się ze stroną przeciwną ale jest to właśnie "sprawianie wrażenia". Otrzymaną dawkę przekonań innej osoby Jurek trawi, przeżuwa na plastyczną papkę, z której po kilku chwilach wypluwa coś zupełnie przeciwnego, co zgadza się już tylko z poglądem Jurka.
I znowu podaje to w formie, która nie wywołuje buntu. Głos ma niski i miły, a mówi w rytmie który hipnotyzuje. Długo musiałem walczyć z tym oplątywaniem, teraz mu bezczelnie przerywam i brutalnie stwierdzam, że nie ma racji. Spływa to po nim jak po przysłowiowej kaczce.
Ale do rzeczy czyli o zbieżności...
Jurek, zupełnie jak Krzeczkowski, otacza się ludźmi młodymi. Opętla ich swoimi teoriami. Myślę, że nie poddają mu się łatwo, nie stają się akolitami, ale część tej ideologii, którą uważam do głębi za złą, na pewno dociera.
I zbieżność może być jeszcze w czymś. W pochodzeniu. Henryk Krzeczkowski nazywał się naprawdę Herman Gerner i mógł być eskimosem. Na zmianę nazwiska zezwolił mu w 1948 r. Rola-Żymierski, a przecież wiemy dlaczego komuniści na to się zgadzali.