Kodując religię
Posted on Wed 27 September 2006 in Pamietniczek • 4 min read
Powiedzmy sobie szczerze: większość moich znajomych, kumpli, kolegów, przyjaciół czy jak zwał, nie przepada za, nie lubi, nie używa lub czuje się zażenowana gdy ktoś w towarzystwie użyje słów: Bóg, Jezus, Chrystus, Zbawiciel, itp. Reakcja jest właściwie odruchowa, a zmieszanie pokrywane jest śmiechem. Jeszcze większe zaniepokojenie, tak przypuszczam, wywołałoby sformułowanie Matka Boska albo Maryja albo jakieś inne deistyczne (dobre słowo?) określenie osoby płci żeńskiej. Pojawiła się, nie wiadomo skąd, (rzeczywiście nie wiadomo?), autocenzura, o tyle śmieszna w środowisku w którym się obracam (na wolnych obrotach: odi profanum...itd. ;) ), że uznaje się ono za otwarte i tolerancyjne.
Parę razy spotkałem się ze szczerym i bezpruderyjnym pytaniem o wyznanie. I zawsze byli to obcokrajowcy - jakimś cudem temat ten nie stanowi towarzyskiego tabu, ot jeden jest protestantem inny katolikiem. Bywa. Jedyny przykład Polaka, który beznamiętnie czyli normalnie oznajmił, że jest wierzący (cytuję: "bo ja wierzą w Boga") to trener z siłowni w naszym budynku, wbrew pozorom żaden prostak, młody koleś studiujący jakieś marketingowe historie, chyba z MBA, już tu go nie ma bo dostał robotę w jednej z lepszych firm konsultingowych na rynku. Był to wyjątek. W moim środowisku okołoinformatycznym wiara jest przemilczana. To reguła.
Zastanawiam się dlaczego tak jest? Jedyna odpowiedź jaka mi się nasuwa, a prawdziwa zapewne tylko dla mojego przypadku to: bo nie sami wymyśliliśmy ten układ. I wcale nie chodzi tu o to, że okołoinformatyczna brać to sceptycy i materialiści, dla których wiara to legenda, przeżytek, ciemnogród i... dowody proszę.
W artykule Bogusława Doparta w "Niezależnej Gazecie Polskiej" (nr 7) znalazłem trochę dłuższe wytłumaczenie:
[...] W roku 1909 Stanisław Brzozowski rzucił wyzwanie czemuś, co nazwał "Polską zdzieciniałą". [...] Dewizą chwili dziejowej i podstawą myślenia stało się pragnienie wygody i spokoju. Za cenne i słuszne uchodzi to, co nie rani i nie wstrząsa, co nie razi nawyków i nie burzy przyzwyczajeń. [...] Gdy filozof pisał krwią Legendę Młodej Polski, apogeum "Polski zdzieciniałej" jeszcze nie jawiło się nawet w najczarniejszych przeczuciach. To zniewolenie totalitarne wyznaczyło górny pułap zdziecinnienia. [...] Z nastaniem wolności i demokracji widmo Polski zdziecinniałej się nie rozwiało. Napór wąskiego establishmentu na moralną większość, przewrotnej ideolokracji na etos Polski solidarnej [1], stworzył cieplarniane warunki dla ponownego zdziecinnienia. Dla ludzi zagrażających jej interesom - nawet dla jednostek ze społecznego punktu widzenia najcenniejszych, jak Zbigniew Herbert - ma dotkliwe restrykcje. W aksamitnych rękawiczkach demokracji serwuje im marginalizację, wykluczenie, gorycz. Chcąc nie chcąc (może raczej chcąc) establishment konserwuje też mentalność peerelowskich mas: "oni", tam na górze, za nas zrobią, "oni" dadzą. Czegoś wyraźnie zabrakło. Równości, godności, partycypacji.Po czym dziś poznać Polskę zdziecinniałą? Multum zjawisk. Oprócz wspomnianej mentalności roszczeniowej najlepiej o niej świadczy nasza Nadwiślańska Poprawność Polityczna (NPP). NPP to mieszanina przemilczeń, przewrotnego prostactwa umysłowego i rozrwykowej bezczelności. Przemilczenie to najłatwiejszy sposób ominięcia terytorium, tworzącego trójkąt bermudzki polskiej debaty publicznej. Trójkąt o wierzchołkach: Radykalizm, Populizm, Nacjonalizm tworzy tabu wokół najważniejszych spraw demokracji i wspólnoty politycznej Polaków. Radykalizmem jest każdy krytyczny nietakt wobec podstawowych interesów panującej formacji. Populizm to [...] nieakceptowanie przez establishment próby politycznego reprezentowania uprawnionych roszczeń symbolicznych i ekonomicznych szerokich kręgów. Nacjonalizm to nie tyle ideologia polityczna, ile niezgodne z kanonami poprawności sięganie do polskich dziejów i stosowanie pojęć takich jak: naród, tożsamość, pamięć.Zuchwałe prostactwo NPP polega na redukowaniu bogactwa znaczeń w dyskursie politycznym przeciwników, tak aby zawsze wychodziło na to, że są oni skazani na radykalizm, populizm, nacjonalizm.Rozrywkowa bezczelność przejawia się w NPP jako ironiczne, błazeńskie, szydercze poniewieranie wartościami demokracji i moralnej większości, a także wizerunkiem politycznego przeciwnika - pod pozorem, że takie są po prostu europejskie standardy życia publicznego i demokratycznej debaty [...]. [2][...] Trzeba kontrolować tych tubylców, bo gotowi zbudować teokrację i wyprowadzić Polskę z Europy. Trzeba ich przykryć popkulturowo-konsumpcyjną lawiną, aby zajęli się tylko tym, do czego są rzeczywiście przeznaczeni.[...] Zwykły człowiek dostrzega u góry nieuszanowanie dla bliskich mu spraw i symboli, a wokól siebie odczuwa moralne bezhołowie i brak gwarancji osobistego bezpieczeństwa. [...] Boli go wykluczenie, nawet jeśli nie zna tego pojęcia. Cierpi z powodu agresji symbolicznej, nawet gdy zaczyna wstydzić się i kryć z własnym systemem wartości.[...] Najważniejsza ze znanych mi miar wolności to komfort bycia sobą u siebie i służby wybranym przez siebie godziwym wartościom bez poczucia zagrożenia, że ktoś za to tylko będzie się starał mnie wykluczyć bądź zmarginalizować.
[1] W tym momencie przypomina mi się fragment filmu, w którym Jerzy Stuhr gra zakonnika, fałszywego, który porzucił rodzinę i ukrywa się w zakonie. Po demaskacji syn, gra go młody Stuhr, chce pomóc ojcu w znalezieniu pracy, pisze mu CV. Pada pytanie o jakieś zasługi w czasach komunizmu, stary Stuhr odpowiada, że był w Solidarności, na to młody śmieje się lekceważąco, potem pada słowo "KOR", "- Aaaa KOR to co innego" - z uznaniem mówi młody. Aluzja zrozumiała.
[2] Tu z kolei przypomina mi się casus Szczuki, która u Wojewódzkiego nabijała się z kółek różańcowych. I w ogóle całość postawy Wojewódzkiego, którego lubiłem oglądać ale którego poprawność polityczna mnie mierziła i zawsze będzie mierzić. A taki z niego niby panczur, psia mać!