GG&LSD - Gówno, gówno i Lizanie Sobie Dicków
Posted on Wed 26 May 2004 in Pamietniczek • 1 min read
W Kinotece kończy się festiwal filmu dokumentalnego. Zjadłem wczoraj "Gambling, Gods & LSD". Jadłem ale nie połknałem, za to wyrzygałem. Nie ja jeden.
Każdy recenzent, który nie użyje w swej recenzji tego gówna słowa "chujowy", jest dla mnie nędznym pierdzielem. Jak się to stało, że film na poziomie licealisty plącze się po róznych przeglądach i zbiera dobre opinie? To dla mnie dowód na to, że tzw. bohema i środowisko offowe to w istocie TWA. Liżą się nazwajem po swoich oślizłych, zgniłozielonych chujach.
Tfurca dziełka zakochał się w swoim materiale i zapomniał go pociąć[1]. Pierdoli więc z offu co jakiś czas smutne kawałki próbując bezsilnie i bez powodzenia połączyć te w sumie niezłe ujęcia, niezłe oddzielnie, w jakąś całość. Więc pierdoli mi za uchem, że "w pewnym momencie zrozumiał, że film tworzy się sam, że podąża za wodą, że woda go tworzy". Po czym widzimy przez 15 minut pustynię w Nevadzie, widzimy ją oczami turysty zwiedzającego dawne bazy atomowe USA, a potem oglądamy 30 minut o tym jak w Las Vegas (na pustyni) zburzono budynek.
Woda jest, owszem, na plakatach biur turystycznych w Szwajcarii.
Filmu nie obejrzałem do końca. Ktoś się potwornie zrzygał w 4 rzędzie więc ogłoszono przerwę techniczną. Skorzystałem więc z okazji, żeby zwiać. Zwiewałem schodami z 4 piętra PKiNu, śledząc po drodze rzygi - żywą, błyszczącą recenzję "GG&LSD". Zajebiście się cieszę, że ten ktoś się zrzygał. Stary, masz u mnie skrzynkę piwa! Rzygaj dalej!
[1] - materiał filmowy robi się coraz tańszy