Powróciłem na łono FreeBSD na laptopie i poczułem niezmierną ulgę, w głowie i w ramionach. Odrzuciłem mysz bo przecież mam Ratpoisona i ręce znów działają, nawet nadgarstek mniej dokucza. BTW: od przyszłego tygodnia zaczynam łazić na zabiegi, kiedyś mi pomogły na tzw. łokieć tenisisty więc może i tym razem kuracja poskutkuje. W Ratpoisonie zacząłem (wreszcie!) używać frames-ów - jak mogłem bez tego życ?! Teraz mogę dowolnie dzielić ekran pomiędzy aplikacjami, zmieniać rozmiar przydzielonych okien bez odrywania rąk od klawiatury. Oprócz tego używam skryptu
rpws, który symuluje workspace'y. Miodność całego rozwiązania jest przeogromna.
Wczoraj Piotrek Hosowicz zapytał co z aplikacjami, których bez myszki nie da się obsługiwać, np. GIMP czy Blender, a odpowiedź jest prościutka: Xnest.
Pomału zaczynam kolekcjonować soft, który pod Ratpoisona jest jakby stworzony - z przeglądarek to Opera (o dziwo, można całkiem sprawnie radzić sobie w niej bez myszy) oraz
conkeror. Do Instant Messagingu nadaje się bezsprzecznie
ekg (nawet w wersji ncurses), a nawet - jeśli się dobrze zorganizuje framesy to i
Psi wygląda przyzwoicie i rzadko trzeba sięgać po mysz (występują problemy z fokusem okien).
Pomału zaczynam myśleć o nowym dziale w Scyzoryku w którym zgromadzę informacje o bezmyszkowym komputerze.
Przy okazji nawrotu miłości do FreeBSD zacząłem zastanawiać się nad brakiem standardu klawiatury w laptopach. Właśnie w laptopach, bo w nich najczęściej natrafiam na coraz to wymyślniejsze układy klawiatur, a że "tendecja zakupowa" laptopów nad PeCetami rośnie to wkrótce przenośne maszynki, stare i nowe, zastąpią komputerowe kapliczki w domach mieszczan. Przy okazji: był taki czas, kiedy mieszkaliśmy na Płockiej, kiedy sami posiadaliśmy blaszaną kapliczkę. Po przeprowadzce oboje doszliśmy do wniosku, że to przeżytek i lekka ściema, zwłaszcza jak sprzęt stoi w tzw. salonie, a że zutylizowałem dwa starusieńkie (ponad 6 lat obecnie) laptopy z fabryki, to zamieniliśmy kapliczkę na sprzęt przenośny. Siadam przy kolejnym laptopie i... i nie daję rady pracować jak na swoim: trąd klawiaturowy. Najczęstszą ofiarą chorobliwych zniekształceń są klawisze z zestawu [Insert, Delete, Home, End], drugie w kolejności są strzałki kierunkowe oraz PgDn i PgUp. W moim Omnibooku, dla przykładu, wszystkie wymienione są wyjątkowo niewygodnie umieszczone, bo tuż przy ekranie, trzeba wyciągać paluchy, żeby je nacisnąć. Kompletna porażka. Windziarz lubiący używać klawisza WinMenu (ten co otwiera podręczne menu) też przeklnie tę klawiaturę. W nowiutkim Fujistsu-Siemens Amilo Pro Minii, PgDn i PgUp wylądowału obok klawiszy kierunkowych (wypełniły puste miejsca w krzyżyku jaki tworzą) i tu już jest lepiej, za to End i Home uzyskuje się przez naciśnięcie Fn wraz z PgDn lub PgUp odpowiednio - średnio wygodne na początek. Gdyby jeszcze klawiatury wyglądały identycznie to nie byłoby problemu: wystarczyłoby ładowanie własnej mapy i wio - bezwzrokowo oczywiście. No, ale poczekajmy na RFC. ;-)
Co różni, in plus, FreeBSD od Slackware, to zarządzanie pakietami. Widać, że Patrick nie dręczył się tą sprawą z początku. Całkiem zrozumiałe - Slack miał być i jest dystrbucją, w której musisz wszystko sam i ręcznie. Czasy się jednak zmieniły, a niektórzy ludzie, to ja!, zmęczyli i nie chce im się już poświęcać tyle czasu na kompilację co kiedyś. Ba! Nie chcą już nawet konfigurować, chcą szybko mieć i żeby działało. Myślenie z deka windziane ale cóż... takie życie. Z takiego myślenia, uważam, wyrosły serwisy w stylu LinuxPackages i pojawił się swaret.
FreeBSD jednak bije Slacka o głowę albo i dwie - bo mamy w nim zarówno pakiety, jak w Slacku, ale są jeszcze portsy, tam gdzie brak pakietu, tam gdzie ktoś chce sobie coś dokompilować po swojemu, tam gdzie ktoś chce mieć wszystko najświeższe. A całość znakomicie pomyślana i bardzo łatwa w obsłudze. Właściwie automatyczna.
Zmora, jaką było w Slacku wywalanie kolejnych zależnych od siebie pakietów, we FreeBSD staje się igraszką. Co z tego, że wywaliłem, niechcący port libfribidi wymagany do uruchomienia MPlayera, doinstalowuję w kilkadziesiąt sekund i wszystko działa. Wywalając, po prostu nie doczytałem ostrzeżeń. Zdarza się. Włażę do /usr/ports, pytam make search key=fribidi z dodatkowymi opcjami i już wiem gdzie, jak i co. Natomiast w Slacku mogę spędzić dłuższą chwilę zanim zorientuję się w czym rzecz, swaret poważnie skraca ten czas.