Ej ten Kieślowski, ej ten Ignatz

Posted on Sun 25 June 2006 in Pamietniczek • 1 min read

Ignatz to połączenie megaultrafakenabnegata z inteligentem ale nie ma racji co do Kieślowskiego. To dobry reżyser był. Popatruję na "Krótki dzień pracy" - film korzysta z najprostszych technik jakie sobie można wyobrazić, a jednak montażem i pomysłami wciąga. Z początku aż mną trząchało gdy słyszałem głos z offu sekretarza wojewódzkiego, a potem nagle przeskoczyło i okazało się, że to świetny pomysł - zamiast nudnej martyrologii mamy zajebisty zapis 1976 roku.
Oto nasza rewolucja na raty. Nasze zrywy, za każdym razem tragiczne, ale jednocześnie małe i kameralne, dziejące się bardziej w dusznej atmosferze umysłów z wielkiej płyty niż mickiewiczowskiej pożodze rozerwanych szatami malowideł Matejki. To, w tym i innych filmach jest. W każdym kadrze, w każdym słowie, nawet w jakości dźwięku. Nazwałbym to "muśnięciem socjalizmu" gdyby nie fakt, że socjalizm kojarzy mi się raczej z niedbałym chlapnięciem z zaciekami. To dlatego gdy oglądałem "Solidarność, solidarność", zestaw wymuskanych nowel o "tamtych latach", czułem ich sztuczność, bo mówiły wizualnym jezykiem z krótkich filmów o tamponach.
Tak samo było z opowieścią (niedawno widziany film) o rotmistrzu Pileckim. Wyolbrzymię i nadmucham myśl, która we mnie kiełkuje, a która jest słaba, niepodparta i nieobrobiona. Podeprę się McLuhanem (czytaj: emsi luhanem, czytaj: mc luhanem), którego "medium is the message" p[a]suje tu jak ulał. Gdyby nie socjalistyczne dziedzictwo technologiczne ten film Kieślowskiego, i każdy inny, nie robiłby takiego wrażenia. Podziwiam, jak napisałem wyżej, montaż, ujęcia i pomysły ale gdyby je podeprzeć nowszą techniką - efekt byłby nijaki.