Das Pferd frisst keinen Gurkensalat

Posted on Tue 11 October 2005 in Pamietniczek • 2 min read

Czytałem rano rozdział książki lcamtufa i dotarło do mnie coś, właściwie oczywistego, co do tej pory nigdy nie zagościło mi we łbie.

Otóż rozmowa telefoniczna możliwa jest dzięki napięciom elektrycznym w drutach. Wędrują one w postaci fal, których częstotliwość nie przekracza kilku kHz. W związku z tym jakość głosu nie jest zbyt wysoka. Ale wystarczająca by, oprócz oczywistej informacji - słów, niosła ze sobą również ton głosu oraz barwę, dzięki którym jesteśmy w stanie określić kto znajduje się po drugiej stronie słuchawki. Często zdarza mi się pomylić osoby, najczęściej są to osoby blisko ze sobą spokrewnione, co jest zrozumiałe, bo głos również dziedziczymy (wystarczy posłuchać syna Cugołysza), a podobieństwo uzupełniamy naśladując mowę rodziców. Fakt, że w większości przypadków prawidłowo rozpoznajemy interlokutora, a tylko czasem się mylimy, oznacza że ograniczona częstotliwość transmisji telefonicznej ma wystarczająca objętość by pomieścić część tonu i barwy głosu. Ale nie całość. Resztę roboty odwala za nas nasz mózg. Na podstawie niepełnych danych dopasowuje wzorce mowy zachowane w pamięci i Bingo! wiemy kto mówi.

No dobra. Ale jak to było w samych początkach telefonii? Czy konstrukcja telefonu od razu, automatycznie umożliwiła transmisję "danych personalnych"? Czy Bell, czy może Antonio Meucci, który w lipcu 2002 roku został przez amerykański senat oficjalnie uznany za wynalazcę telefonu, starali się o te "dane"? Raczej nie. Podstawowym problemem było w ogóle umożliwienie transmisji na odległość czyli nie pasmo ale moc była ich oczkiem w głowie. W opisie pierwszych eksperymentów z telefonem Bella pada zdanie "Meucci invented a paired electro-magnetic transmitter and receiver, where the motion of a diaphram modulated a signal in a coil by moving an electromagnet. This resulted in a good fidelity, but a very weak signal.", które jest chyba odpowiedzią na moje pytanie. To hardware użyty w konstrukcji telefonu automatycznie umożliwił trasmisję "wartości dodanej".

A gdyby stało się inaczej? Jeśli użyto by innego medium, nie wiem... płynu, które nie przenosiłoby charakterystycznych cech rozmówcy? Czy w sposobie mówienia wykształciłyby się jakieś hm... emotikony? Na przykład trzeba byłoby się hałaśliwie śmiać by podkreślić, że to co przekazujemy jest żartem lub ironią? Chryste... ale byłoby to zakręcone.

p.s. Dla Emsiego: Meucii miał jakieś 54 lata gdy skonstruował swoją maszynkę. Nie jest więc tak źle z dziadkami jak się wydaje.

p.p.s. Ten Meucci to miał pecha - poparzony, bez znajomości angielskiego i kasy - nie wyszło.